Nielegalnie składowane tam śmieci zapaliły się 1 maja. W ciągu ostatnich dwóch lat był to jedenasty w sumie, a siódmy poważny pożar tych odpadów. Władze Śremu poproszą rząd o pomoc w zbadaniu przyczyn.
Przez niemal miesiąc paliło się około 150 metrów kwadratowych składowiska o średniej wysokości góry śmieci – 4 metry. Po ugaszeniu największego ognia, jednostki ratownicze - rotacyjnie dzień i noc - przez trzy tygodnie zmagały się z ukrytym w ryzmie ogniem.
- W sumie zaangażowanych było 147 zastępów państwowej i ochotniczej straży pożarnej. Było również wojsko, które pomagało nam swoim ciężkim sprzętem. Była to ciężka praca dlatego, że ten pożar był niewidoczny. Usuwaliśmy te odpady koparkami i spychaczami, przegarnialiśmy, dogaszaliśmy, cały czas kontrolując temperaturę wewnątrz pryzmy śmieci. Bardzo ciężka akcja
- mówi Tomasz Bartkowiak z komendy powiatowej PSP w Śremie.
Pracę dwóch koparek i spychacza sfinansowało miasto Śrem. Oprócz tego swoje własne ciężkie maszyny mieli żołnierze z jednostki w Jarocinie. Miasto zapłaciło za wynajem maszyn i paliwo, wyżywienie wszystkich ratowników, toalety itd.
- Koszty wyniosły w sumie blisko 300 tysięcy złotych - podlicza burmistrz Adam Lewandowski i zapowiada: - Do końca tego tygodnia wystąpię do agencji rządowych o pomoc w przygotowaniu ekspertyz, które wyjaśnią, dlaczego tam wciąż dochodzi do samozapłonów.
Firma, która zwiozła śmieci w to miejsce, jest w likwidacji, a koszty likwidacji składowiska są ogromne.