Naszym gościem będzie profesor Kazimierz Ilski, dyrektor Instytutu Historii Wydziału Historycznego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.
Czy bez znajomości historii jesteśmy w stanie zrozumieć dzisiejsze czasy? Historia to ostatnio gorący temat - nie ustają bowiem protesty przeciwko zmianom nauczania między innymi tego przedmiotu w szkołach ponadgimnazjalnych. Jaka jest nasza znajomości historii - czy ta wiedza jest nam dziś tak bardzo potrzebna?
Przed nami "historyczny weekend". Niektórzy mówią, że najdłuższy - bo rzeczywiście dzięki datom 1, 2 i 3 maja i świętom państwowym 1 i 3 można urządzić sobie krótkie wakacje. Na to nastawia się cała Polska. Tylko, że te daty nie wzięły się znikąd. Każda z nich jest związana z naszą przeszłością. Czy o tym pamiętamy, czy to dla nas ważne? Czy młodzi ludzie interesują się historią? Takie pytanie Wojciech Chmielewski zadał studentom Politechniki Poznańskiej - tam kilka dni temu zorganizowano spotkanie pod hasłem "wielkie korepetycje z historii".
Nie każdy jest matematykiem, nie każdy chce wiedzieć co dzieje się w kosmosie, nie każdy musi się też interesować historią. "Historia magistra vitae est" - historia jest nauczycielką życia - to powiedzenie Cycerona, ale to samo mówią też matematycy, że to właśnie ich dziedzina jest królową nauk - czy więc nie przesadzamy z tym wynoszeniem historii na piedestał? Dziś podkreśla się wartość nauk ścisłych, promuje uczelnie techniczne - a o kierunkach humanistycznych lekceważąco twierdzi się, że produkują bezrobotnych. Czy studia na kierunkach humanistycznych jeszcze się przydają? Czy rzeczywiście uczą myślenia i umiejętności wypowiadania się? Dlaczego coraz mniej jest chętnych do studiowania historii? Dlaczego na studia historyczne przyjmuje się osoby, które nie zdawały historii na maturze? Przyjmowani są kandydaci, którzy zdawali np. geografię!
Skąd dziś młode pokolenie czerpie wiedzę o przeszłości? Czy w ogóle chce znać historię? Jaka jest dziś wiedza historyczna Polaków - wiedza młodych ludzi, którzy przychodzą na studia historyczne? Czy Ministerstwo, nauczyciele, podręczniki są przygotowane do nowej formuły nauczania historii, skoro zdarzają się błędy w podręcznikach dla najmłodszych? Informacjami (a raczej ich brakiem) zawartymi w podręczniku do nauki historii dla czwartej klasy szkoły podstawowej "Dzień dobry historio" mocno zdenerwował się prezydent Kalisza Janusz Pęcherz. Co go tak wzburzyło? Co z tym Kaliszem, o którym już Ptolemeusz wspominał w swoich tekstach?
Czy dziś nauczanie historii jest spychane na tor boczny, bo historia jest nudna? Ale chyba nie jest, skoro powstaje mnóstwo historycznych grup rekonstrukcyjnych, tworzonych przez pasjonatów. Oni udowadniają, że miłość do poznawania przeszłości i jej odkrywania nie umiera - tylko czy to wystarczy?
Dla kogo dziś znajomość historii jest niewygodna - czego nie da się zrozumieć bez tej wiedzy - czy np. zrozumienie mechanizmów dzisiejszego kapitalizmu jest możliwe tylko na podstawie zasad ekonomii? Czy też potrzebna jest do tego wiedza historyczna z okresu XIX i XX wieku? 1, 2, 3 maja - jakie znaczenie powinny mieć te daty dla Polaków? Czy powinniśmy być dumni z polskiej historii? Mówi się, że mamy piękną przeszłość i powinniśmy się nią chwalić - dlaczego nie umiemy?
Co Nasi Słuchacze sądzą o wiedzy historycznej współczesnych Polaków? Czy historia jest w ogóle do czegoś potrzebna? Może zamiast lekcji historii trzeba w szkole wprowadzić lekcje przedsiębiorczości, gry na giełdzie, inwestowania, bankowości? Może nauczanie historii należałoby ograniczyć np. do okresu ostatnich 100 lat, co umożliwiłoby zrozumienie większości procesów społeczno-politycznych zachodzących obecnie? A może wymiar nauczania historii trzeba zwiększyć? Pięć lekcji historii w tygodniu i dwie matematyki? Kto jest za? Zapraszamy do dyskusji na antenie i w internecie.
Jakiś czas temu, gdy można było składać podania na tylko jedne studia, gdy na 1 miejsce przypadało 5-10 kandydatów i w przypadku niepowodzenia na egzaminie wstępnym był 2 nabór we wrześniu na najmniej popularne studia. Wówczas ludzie poświęcali dodatkowy rok, aby lepiej przygotować się do egzaminów wstępnych i de facto do studiów. Na uczelniach były limity miejsc. I wówczas każdy kierunek kończyli tylko najlepsi i oni znajdowali pracę. Wtedy to miało sens.
Teraz studia robi się po to, aby mieć papier. Więc uczelnie dostosowują się do tego, by mieć studentów - i następuje spadek poziomu nauczania. W rezultacie mamy nadprodukcję osób kończących studia, a przede wszystkim kończących studia humanistyczne.
Bo w obecnych czasach nie sztuką jest wyprodukować, sztuką jest sprzedać.
A na taką ilość humanistów nie ma popytu.
Zresztą na inżynierów też aż takiego popytu nie ma.
Najlepiej na rynku pracy radzą sobie technicy i osoby z dobrym wykształceniem zawodowym, na których jest popyt... i do tego nie potrzebna żadna wiedza humanistyczna.
Ale poważnie - historia i nauki humanistyczne owszem, są ważne... ale humaniści są kosztem, a nie generują przychodów, więc powinna być jakaś równowaga pomiędzy różnymi naukami, zwłaszcza dlatego, że w ostatnich latach bardzo się zdewaluowało wykształcenie i obecnie tzw. licencjat jest gorzej wykształcony i ma mniejsze umiejętności, niż 20-30 lat temu osoba kończąca szkołę zawodową.
Mamy za dużo słabo wykształconych licencjatów i magistrów, a brakuje fachowców do prac fizycznych.