Obrońca Joanny Jaśkowiak chce uniewinnienia, umorzenia sprawy lub uchylenia wyroku i ponownego procesu. Adwokat Agata Celmer złożyła w sądzie opinię językoznawcy prof. Tadeusza Zgółki. Według niej, profesor przyzwala na wulgaryzmy, jeśli są one wypowiadane w emocjach.
- Są pewne normy obyczajowe, które się zmieniają i to, co kiedyś było wulgarne, teraz jest niekoniecznie. Pan profesor uważa, że wypowiedź, która wyraziła emocje prezydentowej też należy interpretować w zupełnie inny sposób i z pewnością nie można traktować jako wulgaryzmu, jeżeli służyło wyrażeniu emocji - dodaje adwokat Agata Celmer.
Tymczasem Profesor Tadeusz Zgółka napisał w swojej opinii, do której dotarło Radio Poznań, że "poza sporem jest uznanie w ogólnych słownikach języka polskiego słowa" wypowiedzianego przez Joannę Jaśkowiak "za wulgaryzm". Profesor zauważa jednocześnie, że ów wulgaryzm został wypowiedziany w wiecowych okolicznościach i jest świadectwem emocjonalnego wzburzenia mówcy. Jego zdaniem warto tę okoliczność wziąć pod uwagę w procesie apelacyjnym.
- Wyrok, który zapadł w pierwszej instancji był oparty wyłącznie na przesądzeniu, że słowo k...wa jest wulgaryzmem, czego ja nie kwestionuję. Natomiast okoliczności dodatkowe, sugerowane przeze mnie wysokiemu sądowi, są jedynie zwróceniem uwagi na pewne dodatkowe elementy, niewzięte pod uwagę przy postanowieniu wyroku pierwszej instancji - wyjaśnia profesor Tadeusz Zgółka.
Profesor Tadeusz Zgółka kategorycznie utrzymuje, że wypowiadanie słów wulgarnych publicznie jest niestosowne. Wyraża jednak wątpliwość, czy powinno być karane.
- Moja opinia jest opinią sądową, a nie obyczajową - podkreśla językoznawca.
Policja chce utrzymania wyroku skazującego Joannę Jaśkowiak. Kierując sprawę do sądu funkcjonariusze oparli się na opinii profesora Jarosława Liberka. Uznał on, że żona prezydenta użyła słów nieprzyzwoitych świadomie i niespontanicznie, bo przemawiając patrzyła na kartkę.
Wyrok w procesie apelacyjnym będzie znany 24 września.
Podam Tobie lepszą.
11 listopada podczas marszu niepodległości, maszerujący faszyści (wg.władz i najprawdziwszych Polaków patrioci) patriotycznie i bohatersko skopali i pobili kilka blokujących marsz kobiet.
Pani prok. Kołodziej śledztwo umorzyła uznając, że "nie było to pobicie, ale okazanie NIEZADOWOLENIA z faktu zablokowania".
Inna przedstawicielka władz okazała emocje oklepując japę protestującej kobiecie. I nic.
Myślę tak sobie, że kopy i mordobicie bardziej bolesne i dokuczliwsze
są niż słowo wku.....nie.
No, ale słowo to wypowiedziała nielubiana pani, więc ma prawo ONO
do miana zbrodni przeciw narodowi polskiemu urosnąć.
Wszak prawo Kalego w Polsce wiecznie żywe jest.
Któryś z Mar. Sejmu na sali sejmowej też wydalił tekst ze słowem k....wa
i jakoś wtedy sprawy nie było.
Nie bądźcie obłudni albowiem chomik gra na ukulele, a sarna kaszalot.
"Pan profesor uważa, że wypowiedź, która wyraziła emocje prezydentowej też należy interpretować w zupełnie inny sposób i z pewnością nie można traktować jako wulgaryzmu, jeżeli służyło wyrażeniu emocji "... wynika, że Pan profesor sam już nie wie co mówi...