NA ANTENIE: Czas na reportaż
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Trump wkracza do Azji

Publikacja: 26.10.2017 g.14:53  Aktualizacja: 29.10.2017 g.07:16
Poznań
Obecnie trwają przygotowania przed listopadową wizytą prezydenta Donalda Trumpa w krajach azjatyckich. Grafik jest bardzo napięty.
donald trump - US Embassy in Syria
/ Fot. US Embassy in Syria

Prezydent będzie uczestniczył w trzech szczytach. Na początku w Wietnamie, gdzie odbywa się szczyt Azjatycko-Pacyfistycznej Współpracy Ekonomicznej. Do tej organizacji należy 21 państw po obu stronach Pacyfiku. Następnie od 10 do 14 listopada na Filipinach weźmie udział w szczycie ASEAN-u, grupującym kraje Indochin oraz azjatyckie kraje wyspiarskie, W tym kraju 13 i 14 listopada Trump pojawi się też na Szczycie Azji Wschodniej (East Asia Summit) z udziałem 18 krajów azjatyckich. Ponadto docierają do mediów informacje mówiące o tym, że w tym czasie Trump może również złożyć wizytę w Chinach.

Kontekst tych wszystkich wizyt jest dwojaki. Od początku swojej prezydentury Trump atakowany jest przez swoich azjatyckich sojuszników (tych pierwszoplanowych: Korea Południowa, Tajwan; jak i dalszych: Filipiny, Wietnam) o ignorowanie ich interesów, stawianie im za daleko idących żądań, czy odsuwanie się od nich. Istotną sprawą było wycofanie się z transpacyfistycznego porozumienia handlowego, które według prezydenta było niekorzystne dla samych Stanów Zjednoczonych, lecz z perspektywy krajów azjatyckich miały umocnić ich pozycję w konfrontacji z Chinami.

USA miało skupić się początkowo na rywalizacji z Pekinem. Relacje te jednak szybko ewoluowały ku pewnej formie współpracy, aby znowu przejść do fazy napięć wywołanych polityką Pjongjangu. We wszystkich tych, zmieniających się nagle fazach kraje azjatyckie pozostawały niepewne co do ostatecznych intencji USA.

Główne zadanie, jakie stoi przed Trumpem, to wykorzystane spotkań z przywódcami Dalekiego Wschodu do umocnienia wzajemnych relacji i rozwiania niepewności. Istotne jest też, jaki obraz ogólny na dalekowschodnim forum i jaką wizję swojej obecności w regionie zaprezentuje Waszyngton. Inaczej mówiąc - jako kto Trump się tam zjawi?

Drugi zasadniczy kontekst to stan relacji między poszczególnymi państwami azjatyckimi, jak też problemy wewnętrzne wielu z nich. Trump nie wizytuje regionu, który jest wolny od zadrażnień i zagrożeń - napięcia etnicznie w Birmie i wciąż niejasna sytuacja w strukturze władzy w tym kraju, dyktatura wojskowa w Tajlandii, konflikty religijne i polityczne na południu Filipin, pojawiające się gdzieniegdzie ośrodki Państwa Islamskiego, czy zatargi w relacjach Chin z krajami regionu (Indie, Birma, Korea Południowa).

Pozornie dla Waszyngtonu najważniejszym tematem pozostaje zatem kwestia programu nuklearnego komunistycznej Korei. Jest to jednak dalekie od prawdy. Pozytywne - niezależnie od tego, jak je zdefiniować - rozwiązanie tej sprawy nie przyniesie zasadniczego wzmocnienia USA. Raczej będzie to niejako powrót do stanu wyjścia. 

Najważniejsze interesy leżą w Azji Południo-Wschodniej, do której zbliżenie nastąpiło za czasów Baracka Obamy. Era Trumpa w tej kwestii oznaczała krok w tył. Problem jednak w tym, że uzyskanie tam większego znaczenia nie jest łatwe. Nawet gdyby Amerykanom udało się zablokować ekspansję Chin, a może nawet znacznie ograniczyć wpływy Pekinu, to przed Waszyngtonem rozciągnie się niemniej skomplikowany pejzaż polityczny. Azja to prawdziwe pole minowe, gdzie każda decyzja o wsparciu jednej ze stron - tak na arenie międzynarodowej, jak i wewnętrznej - w poszczególnych krajach może łatwo obrócić się przeciw Waszyngtonowi. 

Trump na Filipinach będzie mieć okazję do omówienia licznych spornych kwestii z prezydentem Duterte. Zmaga się on z silną wewnętrzną opozycją, która traktuje jego populistyczne rządy jako zagrożenie dla wewnętrznego bezpieczeństwa kraju. Z drugiej strony Duterte rządzić będzie przez kolejne 4 lata i trudno sobie wyobrazić, aby przez cały ten okres USA go ignorowały. Waszyngton dalej może liczyć, że jego przesunięcie się w stronę Pekinu nie będzie stałe. Wspólnym tematem może być choćby zwalczanie islamskiego terroryzmu.

Niemniej problematyczne pozostają kontakty z innymi krajami z tych samych powodów. Wewnętrza polityka Indonezji czy Malezji pozostaje bardziej stabilna, niż np. Tajlandii, gdzie w ciągu dekady miały miejsce dwa wojskowe zamachy stanu, lecz nie jest wolna od poważnych napięć, także na tle religijnym.

Jedno pozostaje pewne - Trump nie zgodzi się na żadne nowe porozumienie w sprawie wolnego handlu. Nawet takie porozumienia, które wciąż pozostają w mocy - jak to z Koreą (KORUS) - obecnemu prezydentowi USA średnio się podobają. Oficjalnie wycofał się wprawdzie z chęci jego wypowiedzenia, ale pomimo tego jest to dość znamienne.

Najbardziej obiecujące w najbliższych latach mogą być relacje z Indiami. Oba kraje łączy podobne podejście do kwestii bezpieczeństwa międzynarodowego, Indie są przez Zachód (i siebie samych) postrzegane jako ważny człon ładu międzynarodowego, zbudowanego wokół USA. Indie mają podobną, negatywną ocenę posunięć Pekinu; jako jeden z nielicznych krajów dystansują się od sztandarowego projektów Chin - Jednej Drogi, Jednego Szlaku - choć pozostają jednym z głównym udziałowców Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych, finansującego to przedsięwzięcie. To właśnie ten kraj przed wizytą prezydenta Trumpa w Azji odwiedził w tym miesiącu sekretarz stanu Rex Tillerson.

Administracja Trumpa - w przeciwieństwie do Obamy - podchodzi do chińskich projektów infrastrukturalnych zdecydowanie negatywnie. Obama zakładał, że pomimo niebezpieczeństwa wykorzystania ich przez Pekin do umacniania się w Europie i w Azji Centralnej, tzw. "Nowy Jedwabny Szlak" niesie ze sobą korzyści natury ekonomicznej (jakby nie było Chińczycy nie będą mieli monopolu na korzystanie z nowo wybudowanych portów czy dróg). Obecna administracja dostrzega jednak także negatywne skutki ekonomiczne Szlaku, np. rosnące długi w krajach, które w nim uczestniczącą.

Stany Zjednoczone myślą jednak przede wszystkim o sprawie bezpieczeństwa. Świadczy o tym nie tylko wzrastająca liczba wspólnych przedsięwzięć militarnych Delhi i Waszyngtonu, ale patronowaniu także przez ten ostatni porozumieniu Indii z Japonią. Z drugiej strony Indie nie będą skłonne odgrywać roli straszaka i blokującego Chiny, jeśli USA nie zapewnią im określonych korzyści w zamian.

http://radiopoznan.fm/n/Tkpua0
KOMENTARZE 0