NA ANTENIE: Przyjęcie towaru
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Wciąż nie wiadomo co zabiło ryby w Warcie

Publikacja: 14.11.2015 g.10:39  Aktualizacja: 14.11.2015 g.10:44
Poznań
Trwają specjalistyczne badania w Puławach.
śnięte ryby wks spin ice szamotuły - WKS Spin Ice Szamotuły
/ Fot. (WKS Spin Ice Szamotuły)

Specjaliści wciąż nie są w stanie ustalić dlaczego pod koniec października doszło do zatrucia ryb w Warcie. Nieznane są przyczyny katastrofy ekologicznej. Bliżej nieokreślona substancja zanieczyściła wodę, w skutek czego przez kilka dni pojawiały się tysiące śniętych ryb. Próbki bada od kilkunastu dni specjalistyczny instytut w Puławach.

Specjaliści z Puław tłumaczą, że badania wymagają czasu. Powiatowy Lekarz Weterynarii Ireneusz Sobiak, który próbki z Poznania wysłał powiedział, że wykluczono środki owadobójcze. Mogłoby to oznaczać, że to nie firma produkująca tego typu preparaty jest odpowiedzialna za zatrucie Warty. Ale specjaliści podobno wykluczyli także inne typowe substancje, które mogą powodować śnięcie ryb.

Będą przeprowadzone jeszcze bardziej specjalistyczne badania, ale nie wiadomo pod kątem jakich substancji. Jak mówi Ireneusz Sobiak - wiele z nich z nich bardzo szybko rozkłada się w organizmie.

Jacek Butlewski/int

http://radiopoznan.fm/n/
KOMENTARZE 2
facebook.com/28cali 14.11.2015 godz. 21:37
A nie firma od akumulatorów? http://zlylokator.eu/?p=153
zlylokator.eu 14.11.2015 godz. 18:20
Tydzień temu w piątek, na naszym blogu ujawniliśmy docierające do nas informacje, że za gigantyczne skażenie Warty do jakiego doszło dwa tygodnie wcześniej odpowiada fabryka akumulatorów Centra należąca do amerykańskiego koncernu EXIDE. Po naszej publikacji dziać się zaczęły różne bardzo dziwne rzeczy

Śnięci dziennikarze bardzo się pobudzili

Dziennikarze lokalnych mediów, w których w ostatnich tygodniach bardzo intensywnie reklamowała się Centra, bardzo się pobudzili po naszej publikacji. Dotąd pisali uspokajające, usypiające artykuły o śniętych rybach płynących Wartą, minimalizując skalę katastrofy, do rozmiarów jakie wyniknęły by z umycia samochodu nad Wartą. Wygaszali temat, że użyjemy modnego ostatni w tych kręgach sformułowania. Generalnie odnieść można było wrażenie, że wszystkim chodziło by zatruta woda spłynęła do morza, a problem spłynął ze stron gazet.

Po naszej publikacji dziennikarze nagle ostro ruszyli do tropienia truciciela. Tyle tylko że tropiąc zadeptywali wszystkie istotne ślady. Zainteresowali się zanieczyszczaniem rzeczki Głównej (dopływu Warty), do której pieniące się substancje spuszczane są regularnie od kilku lat, mieszkańcy o tym wielokrotnie alarmowali, ale nikogo to nie obchodziło. Podejrzenia rzucono na fabrykę środków owadobójczych – która w przeciwieństwie do Centry nie wykupiła w tym czasie dużych pakietów reklamowych w poznańskich mediach – dziennikarze dopytywali więc czy perytroidy mogły zatruć ryby i oczywiście otrzymywali pozytywną odpowiedź od stosownych służb, bo każda substancja, nawet jęczmienny słód spuszczany także do Warty regularnie, gdy występuje w zbyt wielkim stężeniu może być śmiertelnie groźny dla ryb.

Trop koncesjonowanych poznańskich mediów po kilku dniach okazał się jednak ślepy, bo – jak donosi sama Maria Bielicka z „Gazety Wyborczej” w swej dzisiejszej publikacji – badania ryb przeprowadzone w Instytucie Weterynarii w Puławach nie potwierdziły obecności perytroidów w padłych rybach. Dziennikarka jednak się nie poddaje i broni swojej fałszywej tezy jakoby fakt, że w zwłokach ryb nie ma perytroidów, oznaczał, że nie było ich tam w przeszłości. Nie będziemy się jednak zatrzymywali nad rozważaniami dziennikarki, która nie odróżnia Sanepidu od Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska, bo szkoda czasu na teorie, które maja tylko mącić wodę.

Którędy trucizna popłynęła do Warty

Nieliczni krytyczni wobec naszych ustaleń komentatorzy, którzy wypowiadali się pod naszymi artykułami – zapewne związani ze specjalizującymi się montowaniu akcji czarnego PR organizacjami anarchistycznymi takimi jak „księgarnia anarchistyczna ZEMSTA”, która nieopatrznie ujawniła się jako zaciekły czytelnik jak i wielki przeciwnik naszego bloga – zwracali uwagę na fakt, że odstojniki z toksycznymi substancjami będącymi wynikiem procesu technologicznego, znajdują się po przeciwnej – w stosunku do Warty – stronie fabryki i podkreślano, że to niemożliwe by substancje te mogły przedostać się do rzeki.

Komentatorzy ci mieli dużo racji – swoją drogą ciekawe skąd tak doskonale znali rozkład zakładu Centra, kto im podsuwał te informacje – jednak nie zmienia to faktu, że to CENTRA zatruła rzekę. Trujące substancje, które trafiły do Warty przed trzema tygodniami i zabiły tysiące ryb, nie popłynęły bowiem z urządzeń, w których zachodzi proces ich oczyszczania. Trucizna o wielkim stężeniu popłynęła kanalizacją burzową z terenu Centry i tą drogą trafiła do Warty.

Nie znamy jeszcze dokładnych okoliczności śledztwa , nie wiemy jak doszło do tego zdarzenia, ani kto fizycznie tego dokonał, ale wiemy że tak właśnie się stało. Być może był to przypadek, może wypadek przy pracy. Nie ulega w każdym razie wątpliwości, że doszło do uszkodzenia zbiornika z bardzo toksyczną substancją, nikt jednak tego w porę nie zgłosił, nikt nie ograniczył skali katastrofy, trująca ciecz przelała się do Warty. Nie jesteśmy chemikami, więc nie będziemy się wypowiadali o jej składzie. Z dochodzących do nas informacji wynika, że substancja ta absorbowała tlen z wody (dlatego część ryb się udusiła), była bardzo żrąca (dlatego wypalone rany widoczne na licznych rybach), była w tak wysokim stężeniu, że potrzebowała kilkudziesięciu kilometrów płynącej rzeki by rozpuścić się w wodzie i zmniejszyć skalę rażenia tak, żeby życie w rzece mogło przetrwać (niestety dopiero za Obornikami).

Końce w wodę

Znamienny jest fakt, że pomimo kolejnych, upublicznianych przez nas informacji, żaden dziennikarz, który za informowanie ludzi o tym co dzieje się w mieście, bierze przecież pieniądze, nie poszedł wskazanym przez nas tropem. Nie słyszymy by ktoś przeprowadził wywiad z zarządem czy rzecznikiem prasowym EXIDE. Nie słyszymy nawet by ktoś wysłał maila z pytaniami, czy nagrał się na poczcie głosowej rzecznika prasowego, a potem – zwyczajem nagminnie stosowanym przez poznańskich dziennikarzy w innych sytuacjach – pisał, że zadał takie konkretne pytania, a odpowiedzi nie słyszy. Okazuje się, że poznańscy dziennikarze mogą zadawać pytania tylko takim podmiotom, które się nie reklamują u ich wydawców.

Podobno pojawiła się nowa koncepcja – łaskawie przemilczymy nazwisko jej autora, żeby człowieka doszczętnie nie kompromitować – na temat masowego zniszczenia ryb w rzece. Pojawić ma się w mediach śmiała teza o masowym samobójstwie ryb, które nie miały dość tlenu, bo poziom wody się obniżył i dlatego same się podusiły i pogryzły. Problem polega tylko na tym, że nie znaleziono jeszcze dziennikarza, który zgodziłby się opublikować i podpisać taki tekst, a z usług niezawodnego w takich razach Piotra Żytnickiego nikt nie chce skorzystać, bo ma to być ogłoszone jako poważna koncepcja a nie jako kabaret.

Równie żenująca jest postawa prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiak oraz jego zastępców Mariusza Wiśniewskiego oraz Macieja Wudarskiego, którzy przez całe lato uprawiali lans nad Wartą, głosząc że ich naczelnym celem jest zwrócenie rzeki mieszkańcom. Grzmieli oni, oburzali się, żądali przykładnego ukarania studentów, którzy pozostawiają butelki i puszki po piknikach nad Wartą. Gdy Warta została zatruta w skali, przy której butelki studentów to promile promili skażenia, panowie prezydenci milczą jakby sami byli rybami i nie mieli głosu. Okazuje się, że ich odwaga, jest odwagą ciecia, który potrafi pokrzyczeć na gimnazjalistów, którzy palą papierosy w bramie, ale poza bramą pokornie kłania się wszystkim przechodzącym. Przypominamy panom prezydentom, że zatrudnieni zostali na etatach prezydentów dużego miasta a nie zbieraczy śmieci nad Wartą.

Czy do sprawy wkroczy ABW

Policja prowadząca śledztwo ma trudności z zamknięciem postępowania. Wiadomo już którędy spuszczono toksyczne ciecze, wiadomo już też chyba co spuszczono, wiadomo kto jest odpowiedzialny za skażenie. Jednak procedura wymaga by zarzuty postawić konkretnej osobie, a personaliów osoby, która doprowadziła do tego że trucizna poprzez kanalizację deszczową wlała się do Warty, ustalić nie można. A gdy nie ma komu postawić zarzutów, to nie ma jak zamknąć postępowania.

Z dochodzących do nas sygnałów wynika, że szykujący się do objęcia stanowiska wojewody wielkopolskiego poseł Tadeusz Dziuba, który już w trakcie kampanii zapowiadał, że tak naprawdę zależy mu na zrobieniu porządku w województwie, a nie na fotelu poselskim, a startuje tylko po to by zdobyć głosy dla listy, zamierza bardzo poważnie zająć się sprawą. Ma on świadomość powiązań jakie istnieją w Poznaniu i tego, że tutaj tego węzła zależności, układów i układzików, które prowadzą do zamienienia naszej rzeki w śmierdzący ściek, nie da się przeciąć. Dlatego podobno już sprawdza, która ze służb państwowych mogłaby zająć się sprawą, bo mowa przecież o katastrofie ekologicznej, które stanowi zagrożenie o niewyobrażalnej skali.

Warto też poszukać jakichś przepisów i roszczeń odszkodowawczych, żeby nie skończyło się na mandacie dla truciciela, w wysokości takiej, jak za złowienie niewymiarowej płotki.

Informacja: zlylokator.epoznan.pl