Nie chce tego zdradzić także Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, który prowadzi postępowanie administracyjne w tej sprawie. Jego efektem może być wysoka kara nałożona na sprawcę katastrofy ekologicznej - nawet do miliona złotych.
Prokurator nie chce ujawniać szczegółów, dotyczących podejrzanych w tej sprawie, zasłaniając się dobrem śledztwa, które wciąż trwa. - Prokurator wie, co to za firma i wie, co to są za ludzie, ale nie wyraża zgody na podanie tych informacji do wiadomości publicznej. Zarzuty o zatruciu rzeki Warty usłyszały cztery osoby. Nie przyznają się oni do popełnienia tego czynu - mówi rzecznik prokuratury Magdalena Mazur-Prus.
Podejrzanym grozi do pięciu lat więzienia. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska jest pewien, że woda w Warcie została zatruta środkami owadobójczymi. Inspektorzy wiedzą o jaką firmę chodzi, ale nie chcą ujawnić jej nazwy. W prowadzonym postępowaniu administracyjnym do połowy czerwca będą przesłuchiwać świadków.
Tymczasem zarybianie Warty po ubiegłorocznej katastrofie, planowane wcześniej na maj, rozpocznie się najprawdopodobniej dopiero jesienią. Polski Związek Wędkarski dostał pieniądze od miasta, nie otrzymał jednak wsparcia od firm zlokalizowanych nad rzeką, które wcześniej takie wsparcie, tuż po katastrofie, deklarowały. Koszt zarybiania to ponad 100 tysięcy złotych.
Jacek Butlewski/mk/szym