NA ANTENIE: KRYSZTALOWA/LOMBARD
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Zbliżają się wybory parlamentarne w Norwegii

Publikacja: 10.09.2017 g.15:43  Aktualizacja: 10.09.2017 g.15:54
Poznań
11 września w Norwegii odbędą się wybory do parlamentu krajowego (Storting).
parlament norwegia stortinget - Røed - CC: Wikimedia Commons
/ Fot. Røed (CC: Wikimedia Commons)

Ostatnie sondaże są coraz bardziej korzystne dla rządzącej od 2013 roku Partii Konserwatywnej (nor. Høyre) z premier Erną Solberg na czele. Pierwszą minister cieszyć może bardziej spadek poparcia dla Partii Pracy (Arbeirpartiet, AP), dotychczas najsilniejszej w sondażach, niż znaczny wzrost dla jej Konserwatystów.

Norwegia to rozbudowany kraj opiekuńczy z silnie zaznaczającą swoją obecność ideologią obywatelskiego dobrostanu. Oznacza to bardzo progresywny język polityki, skupienie się na prawach człowieka i sprawiedliwości społecznej - wspieraniu różnorodnych mniejszości, ich swobód i uprawnień - zarazem z mocno rozbudowaną wspólnotą lokalna.

Przesiąknięty poprawnością język polityki sugeruje brak tradycjonalizmu, a ustawodawstwo łatwo poddaje się liberalno-progresywnym oczekiwaniom. Chociażby w 2016 roku przyjęto przepisy o bezpłatnej antykoncepcji dla osób między 16 a 20 rokiem życia. W lipcu tego roku pojawiła się natomiast propozycja, aby także dzieci poniżej 16 roku życia mogły otrzymywać środki antykoncepcyjne za darmo.

Pod tym względem Norwegowie mogą także zaskakiwać. Homoseksualiści mogli rejestrować swoje związki już od 1993 roku, jednak małżeństwa dla nich zostały wprowadzone dopiero w 2009 roku. Krajem dalej rządzi król, do niedawna był nawet państwowy kościół. Norwegia jest również stabilnym sojusznikiem USA i członkiem NATO.

Żadna partia, która wejdzie do nowego Stortingu, nie ma szans na uzyskanie większości, AP i Konserwatyści posiadają po około 25% poparcia według sondaży. PK ma pewne szanse na zajęcie pierwszego miejsca, ale i tak nie obędzie się bez koalicji. Istnieje możliwość, że tak jak w 2013 roku Konserwatyści będą w stanie utworzyć koalicję z Partią Postępową, być może przy wsparciu kilku innych mniejszych ugrupowań.

Badania opinii publicznej wskazują jednak na słabą pozycję zarówno potencjalnego koalicjanta, jak również innych partii centrowych, które wspierały dotychczas rząd potrzebujący co najmniej 85 głosów w Stortingu. Mimo wszystko najnowsze sondaże to dla Konserwatystów dobra wiadomość - w poprzednich badaniach Laburzyści wyprzedzali ich nawet o 10 punktów procentowych.

Dotychczasowa premier Erna Solberg określana jest jako „żelazna”. Nie jest zresztą pierwszą kobietą-premierem w Norwegii, jednak choć przyrównuje się ją do Merkel czy nawet Thatcher, w żadnym przypadku nie okazała się politykiem wybitnym. Jej rządy, podobnie jak w innych krajach skandynawskich, były oznaką przesuwania się sympatii politycznych w prawo. 

Rządy centroprawicowe ma także Dania i Finlandia, a przez dłuższy czas miała również Szwecja. Oznaczało to przełamanie monopolu, jaki przez lata w Norwegii dzierżyła lewica. Od lat 20. do 90. w norweskiej polityce dominowała Partia Pracy. Kolejne dekady to czas jej osłabienia, lecz dalej pozostawała najsilniejsza na scenie politycznej.

Obecne wybory według sondaży potwierdzają trend, że Norwegowie skupili swoje sympatie na dwóch silnych obozach – lewicowym Partii Pracy, kierowanej przez nowego lidera Jonasa Gahra Støre’a i prawicowym – Partii Postępowej i Konserwatystów. Solberg jest pierwszym nominalnie konserwatywnym premierem od 1990 roku. 

Nominalnie, bo norweski konserwatyzm nie ma wiele wspólnego z tym, jaki występuje w pozostałych krajach Europy czy w USA. Jak na standardy europejskie Høyre to partia liberalna - tak społecznie, jak też ekonomicznie, w czym różni się od norweskich Laburzystów. Partia Pracy to z kolei typowa skandynawska socjaldemokracja, skupiona na budowaniu państwa opiekuńczego. Jest ideologicznie postępowa, lecz często bez radykalizmu, chociaż Støre, były minister spraw zagranicznych, zapowiadać może zmianę w tym zakresie na bardzie stanowczy ton, szczególnie w zakresie ekologii.

Przed wyborami w 2013 roku bardziej znaną niż obecna premier postacią norweskiej polityki była Siv Jensen, szefowa Partii Postępowej (Fremskrittspartiet, FrP), która wbrew potocznie odbieranej nazwie, jest najbardziej prawicową partią w norweskim parlamencie. Określana bywa jako nacjonalistyczna i populistyczna (odpowiednik Duńskiej Partii Ludowej, Alternatywy dla Niemiec lub Partii Finów). Przez lata w norweskiej polityce panował dogmat stwierdzający, że z Postępowcami nie wchodzi się w koalicję, co miało głównie negatywny skutek dla Konserwatystów. Przed wejściem z nimi w koalicję Partia Postępowa musiała zresztą przeprowadzić zmiany we własnym programie na bardziej akceptowane, m.in. wspierać małżeństwa jednopłciowe.

Odkąd Siv Jensen weszła do rządu straciła dużo na popularności a jej partia odnotowuje teraz gorsze wyniki niż gdy była w opozycji. Jensen jako minister finansów nie była do końca w stanie zrealizować swojego wolnorynkowego programu. Inna prominentna postać partii, minister ds. migracji Sylvi Listhaug, popadała co rusz w konflikt z premier i innymi norweskimi politykami. Obie jak na standardy norweskie są zbyt radykalne.

Jednym z podstawowych tematów jakie ta partia podnosi, jest imigracja. W sierpniu partia zażądała ograniczenia liczby przyjmowanych uchodźców i wpuszczania tylko tych, którzy posiadają zweryfikowane dokumenty. Pozostali mogliby być nawet wydalani z kraju - premier jednak odmówiła. Było to oczywiście typowe zagranie przedwyborcze, mające pozwolić narodowcom wyjść z cienia Konserwatystów. Tym bardziej że FrP zapewne osiągnie gorszy wynik, niż w 2013 roku.

Dwie partie centrowe jakie wspierały dotychczas rząd: Chrześcijańsko-Demokratyczna (centrolewicowa, choć z elementami tradycjonalistycznymi) i Liberałowie (Venstre, dosłownie lewica), chętnie - o ile wynik Partii Pracy na to pozwoli - przerzucą swoje poparcie na rzecz rządu lewicowego, w którym przynajmniej mogą liczyć na ministerialne teki. Partii Pracy udało się w dużym zakresie narzucić tematykę tych wyborów. Są to przede wszystkim zmiany klimatyczne i ekologia, w tym plany zmniejszanie wydobycia ropy naftowej z dna Morza Północnego. Obie centrowe partie mają podobną optykę w tym temacie.

Ważną partią w przyszłym parlamencie może być jednak agrarna i centrowa Partia Centrum, która nie wsparła rządu po 2013 roku, a sondaże dają jej około 10% głosów. Rozmowy z nią mogą być trudne, dlatego że pod nowym przywództwem przyjęła ona dość populistyczny (także antyislamski) ton. Jej szef Trygve Slagsvold Vedum nazywany jest nawet "małym Trumpem".

Norwegowie przerzucają na nią swoje głosy głównie z tego powodu, że nieważne, czy rządzą konserwatyści czy socjaldemokracji, to i tak zawsze wzmacnia się rząd centralny kosztem władz lokalnych. Chociażby rząd Solberg narzucił zmiany w administracji lokalnej, włączając małe miejscowości do większych, wbrew woli mieszkańców tych pierwszych. Partia Centrum chce być głosem norweskich peryferii.

Poza ekologią i imigrantami tematem kampanii jest przede wszystkim ekonomia. Rządy Erny Solberg oznaczały zmiany głównie w sferze podatkowej. Starała się ona ulżyć prywatnym przedsiębiorstwom oraz zliberalizować życie społeczne i gospodarcze. Pozwoliła Norwegom w większym zakresie decydować np. w sprawie szkolnictwa czy opieki zdrowotnej.

Ocena jej rządów w ostatecznym rozrachunku nie wypada najgorzej. Norweska gospodarka opierała się do niedawna na handlu ropą naftową, uzależniając się praktycznie od niej. Duże przychody z tego sektora pozwalały też wznosić i przez dekady utrzymywać wielki gmach państwa opiekuńczego. Solberg chciała ten stan zmienić, przestawiając ekonomię norweską tak, aby była ona bardziej miejscem przyjaznym dla prywatnych przedsiębiorstw. Rząd realizował swoją politykę głównie poprzez cięcia w wydatkach i zmniejszanie podatku dochodowego. Zmniejszone dochody powodowały jednak nierzadko duże problemy z domykaniem budżetu.

Paradoksalnie to, co premier pomogło, to spadek w 2013 roku cen ropy naftowej na rynkach światowych. Tym samym norweska gospodarka aby nie ulec załamaniu musiała zostać znacznie zreformowana. Czerwcowe podsumowania wskazywały, że norweska gospodarka odnotowuje wzrost około 0.7%. Rząd korzystał również obficie z gromadzonych przez całe dekady pieniędzy w państwowym funduszu zdrowia (około 1 bilionów dolarów), więcej z niego wyjmując, niż do niego wkładając.

Rządy Solberg i Jensen nie były wolne od wielu momentów kryzysowych. Obie panie prezentują się jako silne osobowości. To wieloletnie liderki swoich środowisk politycznych. Norwegowie mogą mocno zastanawiać się, czy chcą przez kolejne lata oglądać spierające się między sobą dwie, ambitne kobiety.

http://radiopoznan.fm/n/SAF30J
KOMENTARZE 0