Prawnicy tłumaczą też czym jest hejt. Według nich to spolszczona nazwa angielskiego słowa "hate", co oznacza "nienawiść". "W mowie potocznej słowo to nie ma takiego samego znaczenia. Oznacza wypowiedź z reguły obelżywą o negatywnym zabarwieniu, dezaprobatę lub pogardę. Wypowiedzi tej towarzyszy nienawiść, czasami wulgarny język. Hejt można wyrażać poprzez 3 sposoby: pisemny, werbalny, obrazkowy. Hejt pisemny to po prostu negatywny, uszczypliwy, obelżywy, obraźliwy, poniżający komentarz nie mający zazwyczaj nic wspólnego z rzeczywistością" - tak brzmi zaserwowana przez prawników definicja.
W Internecie tego hejtu jest sporo. Wystarczy spojrzeć na komentarze pod pierwszym z brzegu artykułem. Jest także coraz więcej osób, które próbują walczyć z tym groźnym zjawiskiem. Mowa m.in. o aktywistach skupionych wokół projektu HejtStop.
- To są wszystkie formy wypowiedzi: słowo, obrazek. Szerzenie, ale też usprawiedliwianie nienawiści. Bardzo dużo jest ludzi, którzy się nie zgadzają na hejt, tylko nie wiedzą, co z tym zrobić - podkreślają aktywiści.
Ludzie skupieni wobec projektu HejtStop radzą, aby częściej niż dotąd zgłaszać hejt organom ścigania. Drogę taką przeszedł m.in. aktywista z Konina Marcin Nowak, który na jednym z konińskich portali przeczytał o sobie, że jest pajacem, kretynem i upośledzonym. Takiego rodzaju komentarze pojawiły się pod artykułem o Konińskim Budżecie Obywatelskim.
Okazało się, że obraźliwe wpisy pochodziły z komputera szefowej jednego z konińskich publicznych żłobków, która dziś nie chce komentować sprawy. Kobieta została uniewinniona przez sąd, a społecznik musi teraz zapłacić za jej adwokata 2 tysiące złotych. Kto zawiódł: policja, prokuratura czy sąd? A może raczej winny jest system prawny? Co zrobić aby żaden z obrażonych przez kogoś użytkownik Internetu nie był pozostawiony sam sobie?
Aktywista pierwsze swoje kroki skierował na policję. Jednak nic nie wskórał.
- Policja powiedziała, że jeśli nie ma gróźb, to oni się tym nie zajmą. W prokuraturze początkowo nie podjęli tej sprawy z uwagi, że to jest przestępstwo ścigane z oskarżenia prywatnego. Złożyłem zażalenie na to postanowienie. Prokuratura dowiedziała się wtedy, z jakiego było to numeru IP. Dostałem informację, że ten czyn wyczerpuje znamiona przestępstwa - tłumaczy Nowak.
Nie było innego wyjścia. - Ściganie z oskarżenia prywatnego oznacza, że prokurator jako oskarżyciel publiczny włącza się do postępowania wtedy, gdy wymaga tego interes społeczny. Zachodzi on wtedy, gdy wówczas poza wyłącznym dobrem pokrzywdzonego naruszone zostaje dobro o większym znaczeniu - tłumaczy szefowa Prokuratury Rejonowej w Koninie Małgorzata Kudła.
Prokurator z Konina twierdzi, że konińska prokuratura w sprawie hejtu bardzo rzadko wszczyna postępowania. Większość takich spraw kończy się pouczeniem, że można jeszcze zwrócić się do sądu. Marcin Nowak z Konina zrobił dokładnie tak, jak prokuratura podpowiadała.
- Na rozprawie oskarżona odmówiła składania wyjaśnień i odpowiadała tylko na pytania swojego mecenasa. Powiedziała, że miała otwartą sieć, pod którą każdy mógł się podpiąć. Skończyło się uniewinnieniem. Uważam, że sąd w żadnym stopniu nie wykazał się próbą docierania do prawdy - uważa poszkodowany.
Z taką opinią nie zgadza się wiceprezes Sądu Rejonowego w Koninie Daniel Adamczyk.
- Systemy komputerowe są w stanie określić numer IP komputera, z którego wyszła określona wiadomość. Z routerów korzysta zwykle kilka-kilkanaście osób. Nie można wtedy ukarać pierwszego-przygodnego. Gdy sieć nie jest zabezpieczona to nie stoi nic na przeszkodzie, by ktoś obcy, stojąc pod domem, wysłał określoną wiadomość - tłumaczy Adamczyk.
Poszkodowani przez hejterów są gorzej traktowani od oskarżonych - takie odczucia ma koniński aktywista, który przegrał w sądzie sprawę o wytoczoną o hejt. - Poszkodowany taki jak ja nie ma możliwości wykazania, kto siedział przy komputerze, nie mając możliwości zabezpieczenia sprzętu, z którego dokonano przestępstwa. Czuję się, jakbym walczył z wiatrakami - podkreśla.
Twarde prawo lecz prawo - komentuje tymczasem sędzia.
- Ciężar wykazania, że określona osoba popełniła czyn, zawsze spoczywa na oskarżycielu. Ta osoba nie jest bezbronna. Jeżeli sama nie potrafi sobie poradzić, to może skorzystać z pomocy prawnika. To, że czasem trudno ustalić, kto dokonał tego czynu nie oznacza, że jest to niemożliwe - zaznacza Adamczyk.
Obrażany w internecie Marcin Nowak adwokata nie miał. Na opłacenie mecenasa zabrakło mu pieniędzy, a adwokata z urzędu nie chciał. Liczył, że w tak prostej sprawie sam sobie poradzi. Żałuje, że zwrócił się do sądu.
A o tym jak dotkliwy może okazać się hejt wie inny koniński społecznik, radny Tomasz Nowak, nazywany w Koninie "Panem Starówką".
- Myślę, że to wypadkowa stanu psychiki na dany dzień i wytrzymałości. Jeśli jest tego za dużo, to może kogoś tak trafić, że może złamać komuś życie. Byłem wielokrotnie atakowany w internecie, ale starałem się nie zwracać na to uwagi. Raz chciałem wystąpić na drogę sądową jednak stwierdziłem, że nic mi to nie da - wspomina Nowak.
A oto przykład z życia wzięty. - Dostałem maila, że dzisiaj tego i tego dnia mój syn dorwał się do klawiatury i wpisał słowo na "ch". Jeżeli jest coś bezspornego, to chyba wypadałoby po prostu przeprosić - uważa "Pan Starówka".
Co jest jeszcze krytyką, a co już atakiem? Czy w internecie można więcej niż w rzeczywistości? Kiedy możemy mówić o "hejcie w sieci"? Z tzw hejtem spotkała się ponad połowa ankietowanych w tej sprawie, a co dziesiąty pytany przyznał się do hejtowania. Czy można to tłumaczyć wolnością słowa? A może fejsbukowi hejterzy - jak chuligani - powinni trafiać przed sądy 24-godzinne? Zapraszamy do rozmowy na ten temat o godzinie 12:15 w audycji "W środku dnia". Prosimy dzwonić na numer 61 8 654 654 i komentować na portalu radiopoznan.fm.