W debatach o Unii Europejskiej unię walutową łączy się automatycznie z głębszą integracją wspólnoty. To jest mit bardzo mocno lansowany przez media o opcji liberalnej, czyli przez większość. Oczywistość, że Polska wstąpi do strefy euro była oczywistą oczywistością, utrwalaną przez lata. Każdy sceptyk w tej kwestii był od razu traktowany jako wróg Unii. Otóż nic bardziej mylnego, że przeciwnicy rozszerzenia strefy euro są przeciwnikami integracji. Są przeciwnikami integracji według modelu wypracowanego w Brukseli i Berlinie.
Zdaniem wielu ekonomistów, to właśnie pozostawienie narodowych walut, pozwoli przetrwać Unii. Można zaryzykować tezę, że w 1952 roku rozpoczął się rozwój Unii Europejskiej i że trwał on do 2002 roku, kiedy wprowadzono wspólną walutę euro. I to jest być może szczytowy moment integracji. Jak zauważył trzeźwo ekonomista Henryk Siodmok ("Rzeczypospolita", 22.06.2017) od wprowadzenia euro rozpoczął się proces dezintegracji Unii jako obszaru wolnego handlu i zrównoważonego rozwoju. Wspólna waluta pogłębiła podział między południem a północą. Bardzo wysokie bezrobocie w strefie euro jest zjawiskiem stałym. Zatem wprowadzenie wspólnej waluty i plany jej rozszerzenia są sprzeczne z ekonomicznym zdrowym rozsądkiem, ponieważ prowadzą do polaryzacji rozwoju gospodarczego w obrębie strefy. Budują pozór jedności.
Henryk Siodmok przywołuje prace prof. Roberta Mundella. Ten Laureat Nagrody Nobla z dziedziny ekonomii definiuje optymalny obszar walutowy jako region ekonomiczny znajdujący się na równym stopniu rozwoju technologii i wiedzy. Ten region wytwarza podobnie zaawansowane produkty a w krajach wchodzących w jego skład, podobnie kształtują się wahania cen i ilości produktów dostępnych na rynku. Na takim obszarze funkcjonuje jeden bank centralny, a dług publiczny jest wspólny.
Ktoś może zauważyć, że taką rolę w strefie euro ma spełniać Europejski Bank Centralny. Trudno jednak nie poczynić uwagi, że zdecydowanie bardziej dba on o stan niemieckiej gospodarki niż gospodarki mniejszych krajów, w kwestii polityki walutowej. Zatem widać jak daleko strefie euro do optymalnej unii walutowej zdefiniowanej przez Mundella. Kultura pracy w Niemczech i kultura pracy w Grecji, to dwie różne kultury. Tak nierealistyczna, nie licząca się z prawami ekonomii i partykularnymi interesami polityka, prowadzi do napięć społecznych, które są hamulcem procesu integracji europejskiej. Mogą w przyszłości generować konflikty, budzić demony nacjonalizmów, z którymi obsesyjnie walczy na poziomie ideologicznym obecna ekipa w Brukseli, nie widząc że budzi te demony utopijnymi planami budowy euro-kołchozu, lekceważąc żelazne prawa ekonomii. Waluty narodowe pozwalają zmniejszać różnice rozwojowe pomiędzy poszczególnymi krajami i regionami. Ich zachowanie jest szansą – taką mocną tezę stawia Siodmok – na przetrwanie Unii. Im więcej walut w regionie, tym większe szanse na wyrównanie poziomu rozwoju i kontynuację współpracy międzynarodowej. Trzymajmy się zatem raczej praw ekonomii, cieszmy się różnorodnością i uciekajmy od ideologii jak diabeł od święconej wody.