NA ANTENIE: Serwis informacyjny - skrót
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

O tym, że historia żyje

Publikacja: 13.12.2017 g.14:46  Aktualizacja: 13.12.2017 g.14:57
Poznań
W 36. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego - felieton Macieja Mazurka.
pióro felieton esej - Fotolia
/ Fot. Fotolia

Kolejna rocznica wprowadzenia stanu wojennego 13 grudnia, jest datą, która, co oczywiste, bardzo mocno wpisuje się w historię Polski. Wprowadzenie stanu wojennego oznaczało pacyfikację swoistego narodowego powstania, które spontanicznie wybuchło w sierpniu 1980 roku i było wymierzone w totalitarny komunizm. Pacyfikacja okazała się bardzo skuteczna, przy, jak to często podkreślali komuniści, niewielkiej liczbie ofiar, biorąc pod uwagę skalę tej operacji. 

Zwykle, „usprawiedliwiając” stan wojenny, nie pamięta się o naturze totalitaryzmu, który jest znakomicie zaprojektowaną strukturą przemocy. Można ją dawkować w zależności od potrzeb. Totalitaryzm implantowany z latach 1944-1948, już wówczas zlikwidował opozycję, bo w totalitaryzmie opozycja wobec władzy po prostu nie ma prawa istnieć. Nie udało się też komunistom zniszczyć Kościoła Katolickiego. A jednak w Polsce opozycja w latach 70 powstała. Wcześniej, w latach 1944-56, około 50 tysięcy ofiar niszczenia wolności przez komunistów w czasie instalowania najbardziej „sprawiedliwego ustroju dla ludu pracującego miast i wsi”, to była danina krwi, która uniemożliwiała, paraliżowała późniejszy masowy opór. Bo jakże walczyć gołymi pięściami z czołgami? Pacyfikacja Kopalni „Wujek”, strzelanie z ostrzej amunicji do górników w grudniu 1981 roku było po prostu komunikatem i przypomnieniem, że komuniści raz zdobytej władzy nie oddadzą. System pokazał swoje rzeczywiste, totalitarne oblicze. 

Myślę, że w świetle tego, co ujawnił stan wojenny, mówienie o tym, że totalitarny komunizm stopniowo przekształcał się w autorytaryzm i „łagodniał”, to nieporozumienie. To, że latach siedemdziesiątych za rządów Edwarda Gierka wprowadzano elementy „socjalistycznego humanizmu”, niczego nie zmieniało, wobec rozbudowującego się aparatu represji w postaci Służby Bezpieczeństwa. Ale wprowadzenie stanu wojennego zapoczątkowało pewien proces, z którym nie mieliśmy do czynienia wcześniej. Jego widoczną dzisiaj konsekwencją jest to, że, emerytowani funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa stali się „obrońcami wolności”. To prawem analogii, przypomina sytuację jakby emerytowani esesmani protestowali na wiecach przeciw antysemityzmowi. „Po wprowadzeniu stanu wojennego, - jak zauważył w jednym z wywiadów znakomity pisarz i tłumacz Antoni Libera - ciągu ostatniego dziesięciolecia PRL-u, czyli w latach osiemdziesiątych, komunistycznej władzy udało się dokonać tego, czego nie udało się żadne ekipie w przeszłości: skutecznie przetrącić kręgosłup społeczeństwu”. Ówczesne represje, absurdalne decyzję, niebywały rozrost aparatu inwigilacji i donosicielstwa – wszystko to doprowadziło do tak zwanego zmęczenia materiału. Wyemigrowało ponad 900 tysięcy ludzi, a ci którzy pozostali w kraju, stracili wiarę w lepsze jutro, wypalili się i poddali się rezygnacji. Aura relatywizmu moralnego, panświnizmu, którego symbolem była „medialna” kariera Jerzego Urbana, rzecznika rządu w stanie wojennym, stała się znakiem rozpoznawczym III RP, po 1989 roku. Nic zatem dziwnego, że duch pierwszej „Solidarności” teraz powrócił za sprawą między innymi tego, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku, gdy ojczyzna znalazła się w niebezpieczeństwie. I ten duch pojawił się w ludziach młodych. Ponadto, jak zauważył Lec, „historia to również dzieje zdarzeń, które nie miały miejsca”. Zatem, co się dzieje obecnie w Polsce, ma także swe źródło w dacie: 13 grudnia 1981 roku. To nie jest, jakby chciało wielu, bardzo odległa historia.

http://radiopoznan.fm/n/m0rNED
KOMENTARZE 0