Po 1989 roku można było żywić nadzieje, że lewicowy obóz postępu, pomny doświadczeń komunizmu przestanie żyć mrzonkami, przestanie być ideologicznie zakręcony, czyli zacznie liczyć się z rzeczywistością. Ale lewica antytotalitarna, która była blisko robotników i ludzi pracy, po 1989 roku rozpadła się i przewagę zdobyli tzw. postępowcy, którzy świetnie zaczęli współżyć z ideologią neoliberalną. Jak to możliwe, zapyta ktoś, aby lewica, która jest z ducha antykapitalistyczna, nagle pokochała kapitalistów? Tu jednak niezbędne jest zastrzeżenie, że ci kapitaliści, którzy są ulubieńcami lewicy, nie reprezentują narodowych kapitalizmów, tylko globalny kapitalizm, często określany mianem „kapitalizmu kasyna”. Jest on efektem tzw. deregulacji i korupcji klasy politycznej. Jak wściekły pies urwał się ten „kapitalizm” z łańcucha. Wysysa on lokalne rynki peryferii i niszczy fundament demokracji czyli klasę średnią. Zwycięstwo PiS-u w wyborach jest przejawem oporu polskiego społeczeństwa wobec imperialnej natury mechanizmów globalizacji niepoddanych żadnej kontroli i narzucającej własną logikę, słabszym ekonomicznie i cywilizacyjnie regionom. Upraszczając nieco, PO, PSL i Nowoczesna to polityczna reprezentacja tego kapitalizmu, który jest przestawiany jako warunek postępu i nowoczesności. Skąd bierze się ta arogancka pewność, że tylko my jesteśmy gwarantami nowoczesności i postępu? Źródło ma charakter para-religijny.
We współczesnych społeczeństwach zachodnich stłumiona religijność zaowocowała rozkwitem świeckich kultów. Rozwój nauki i modernizacja dzisiaj to droga do zbawienia, tak jak kiedyś dla bolszewików w Rosji Sowieckiej, o czym mówił Lenin, była tą drogą elektryfikacja. W głowach postępowców tkwi mocno mit, że nieuniknionym następstwem rozwoju jest rozpowszechnianie się jednego systemu wartości, które w sposób oczywisty prędzej czy później zapanują na całym świecie powszechnie. Ten jeden system wartości to ideowa obudowa globalizacji, która jest tym samym co postęp. Podstawową blokadę postępu stanowią archaiczne w swej istocie wierzenia religijne, zwłaszcza chrześcijaństwo. Islam nie jest już tak groźny. Jeśli takiej walce o „postęp” towarzyszą profity, to trudno się dziwić, że walka jest tak zacięta. Towarzyszy jej cały czas retoryka wolności i wyzwolenia ze wszystkiego z czego można się wyzwolić. Nawet z własnych uwarunkowań płciowych. Na lewicy powstało pojęcie „biopolityki”.
Jak zauważył angielski liberał z dyspozycją konserwatywną John Gray „ojcowie pozytywizmu Comte czy Saint-Simon byli prorokami postępu i nowoczesności. Z nich inspirację czerpał Marks. Ich myśl leży u podłoża nie tylko XX-wiecznej ideologii i praktyki komunizmu, lecz także utopijnej inżynierii społecznej globalnego wolnego rynku, która zastąpiła wcześniejszą utopię centralnego planowania”. Dlatego tak łatwo marksiści stali się zwolennikami wolnego rynku, gdyż z natury rzeczy lekceważą wszystko co przeszkadza im urzeczywistnieniu swoich dogmatycznych koncepcji. Nie dziwi zatem fakt, że zaczynający swoją karierę jako członek partii komunistycznej prof. Leszek Balcerowicz, szybko przemienił się w dogmatyka wolnego rynku, a dzisiaj jest jednym z najostrzejszych krytyków „Planu Morawieckiego”.
Przypadek „Gazety Wyborczej” jest w polskich warunkach potwierdzeniem procesu korupcji części lewicy, która po 1989 roku, zaczęła wyznawać ideologię wolnego runku i liberalny indywidualizm. Byt jak się okazuje kształtuje jednak świadomość. Jest to prawo które lewicę też obowiązuje. A obserwując zachowania kawiorowej lewicy i zblatowanych z nimi neoliberałów „walczących” o sprawiedliwy świat, wracają obrazy zadowolonych z siebie, dobrze odkarmionych sekretarzy partii komunistycznych, śpiewających „Międzynarodówkę”.