Przerobił auto marki Daihatsu Sirion. Pojazd jest niemalże bezszelestny, słychać tylko kiedy przyspiesza i trąbi. - Wybrałem się nim w tym roku na wakacje - opowiada właściciel wozu.
"Te dwa tysiące km kosztowało łącznie 175 złotych czyli wychodzi jakieś 8,75 za sto kilometrów. To tanio. Gdybym jechał swoim drugim, spalinowym samochodem to za te pieniądze przejechałbym 650 kilometrów. To i tak było drożej, niż gdybym ładował auto w domu, gdzie za 100 kilometrów wychodzi niecałe 8 złotych".
Na jednym ładowaniu, które trwa około 7 godzin, auto może przejechać nawet 150 kilometrów. Do setki samochód rozpędza się w 10 sekund. Przebudowanie auta kosztowało właściciela ponad 50 tysięcy złotych. Krzysztof Przybek jeździ swoim elektrycznym samochodem na co dzień i zapowiada, że chce z niego korzystać jeszcze przynajmniej przez dziesięć lat.
Michał Jędrkowiak
A wg mojej wiedzy najsłabsze akumulatory litowo - jonowe wytzymują 1500 cykli więc raczej o ich trwałość nie trzeba się martwić.
A 50 tys. na audyt PIMOT-u dla certyfikatu nie starczy, (trzeba dostarczyć pojazd i dokumentację, a pojazd badań może nie przeżyć.
Kasę się zarabia dopiero przy produkcji seryjnej samochodu, (dzisiaj to min 200 tys. szt./rok przez 5 lat).
Tym nie mniej auta elektryczne, to tylko kwestia czasu.
Samochód nie może być bezszelestny, bo to niebezpieczne dla pieszych, musi sztucznie generować znormalizowany dźwięk.