Nawet milion złotych kary może zapłacić sprawca zatrucia Warty w Poznaniu. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska skontrolował 4 firmy, które podejrzewa o wyciek sprzed 2 tygodni. Już wiadomo, że do wody dostały się m.in. pyretroidy, czyli środki używane do zwalczania owadów. Jednym z badanych zakładów jest producent środków owadobójczych, zakład Bros przy ul. Bałtyckiej, który używa chemikaliów znalezionych w Warcie.
Hanna Kończal, z-ca wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska potwierdza - podczas porannej rozmowy w Radiu Merkury, że firma nie miała legalnego dostępu do Warty.
Firma, której WIOŚ udowodni celowe spuszczenie do wody odpadów może zapłacić karę od tysiąca do 1 mln zł. Hanna Kończal przewiduje, że w tym przypadku będzie ona wysoka.
WIOŚ bada też sprawę niedzielnego wycieku do rzeki Głównej. Wiadomo, że do wody przedostała się piana - to skutek awarii systemu przeciwpożarowego na terenie zakładu Wyborowa. Jeszcze wczoraj na wodzie było widać pianę.
Dyrektor Kończal dodaje, że dziś nic nie wskazuje na to, żeby były podstawy do ukarania Wyborowej. Przy okazji WIOŚ skontrolował także inne zakłady z dostępem do rzeki. Jak mówi inspektor, w każdym stwierdzono pewne nieprawidłowości.
Na razie nie udało się nam skontaktować z firmą, która jest podejrzana o zatrucie Warty.
Tymczasem Specjalistom z Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach nie udało się ustalić, jaka substancja spowodowała masowe śnięcie ryb w Warcie. Wyników nie ma mimo, że ryby do badań instytut dostał ponad tydzień temu.
Dyrektor instytutu Krzysztof Niemczuk powiedział nam, że specjaliści sprawdzają teraz substancje chemiczne, które są częścią preparatów używanych przez rolników. Nie wiadomo kiedy będą wyniki - dyrektor instytutu w Puławach mówi jednak, że badania są specjalistyczne i wymagają czasu. Niemczuk sugeruje jednak, że być może trzy ryby, które trafiły do Puław na badania, to zbyt mało biorąc pod uwagę zjawisko jakim jest śnięcie ryb.
Agnieszka Gulczyńska/jb/mw
Dużo wiesz w tej sprawie. Zgłaszam ten post na policję - niech ci się przyjrzą, skoro tak szczekasz dupą zajadle.
Do zatrucia rzeki Warty doszło w wyniku spuszczenia toksycznych odpadów przez niewykwalifikowanych pracowników zatrudnionych w poznańskiej Centrze. Trujące substancje poprzez studzienki deszczowe spłynęły do Warty i zniszczyły ekosystem naszej rzeki. Podobno okoliczności te zbadano już i potwierdzono je ponad wszelką wątpliwość, a z nieznanych bliżej przyczyn, informacje te nie zostały upublicznione i są ukrywane przed opinią publiczną.
Nie pozwalaj sobie, bezzasadnie imputujesz mi niestworzone rzeczy. Miarkuj się.
Każdy jest niewinny dopóki mu się winy nie udowodni.
WIOŚ jak na razie o żadnych dowodach nie wspomina, a tylko o podejrzeniach na podstawie skojarzeń pewnych faktów. Nie najlepiej to o nim świadczy, bo nie mając mocnych dowodów nie powinni podawać nazw firm podejrzanych do publicznej wiadomości. Przez paplaninę narazili się na możliwość pociągniecia do odpowiedzialnoći za naruszenie dobrego wizerunku firm, za ich szkalowanie.
Podejrzana firma nie ma dostępu do rzeki, więc jak ją zanieczyściła?
Może to nie ta firma, a firma odbierajaca, utylizująca specjalistyczne odpady?
Puławy na razie nic nie znalazły, a trzy zdechłe rybki to mało jak na twarde dowody przed obliczem sądu.
Sprawa nie jest łatwa, bo w krótkim czasie dokonano chyba jednak różnych zanieczyszczeń, i chyba przez różne podmioty, ale każde wysoce szkodliwe.
WIOŚ lepiej zajął by się konkretną robotą, a nie spekulacjami i to w prasie.
A ma co robić, bo trzeba dla wymiaru sprawiedliwości zabezpieczyć dowody i oszacować straty dla środowiska, tak aby oszacować kwotę dla tzw naprawy szkód i to dla każdego przypadku zanieczyszczenie wód i nie ma to znaczenia czy to pianka czy inna trutka. I to i to, to naruszenie przepisów, to i to przyniosło straty, choćby tylko estetyczne, ale nawet to to kosztuje i to sporo.
Z piany możecie zrobić zupę budyniową z ptysiami bo jest bezpieczna :)