Kontrolerów wysłał wojewoda wielkopolski po śmierci mężczyzny, któremu lekarze nie udzielili pomocy. O wyjaśnienia zwrócił się do dyrekcji szpitala także wielkopolski odział Narodowego Funduszu Zdrowia, z którym placówka ma podpisany kontrakt.
Z wyjaśnień wynika, że lekarze ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego nie mogli opuścić miejsca pracy, by ratować mężczyznę w jego mieszkaniu. - Pracownicy SOR-u nie mogą opuścić miejsca udzielania świadczeń, bo nie mogą zostawić pacjentów, którzy są już na SOR-ze. Polecili więc żonie pacjenta by obserwowała czynności życiowe i gdyby zatrzymało się oddychanie prowadziła reanimację aż do przyjazdu karetki. Nie wiedzieli kiedy przyjedzie karetka, nie wiedzieli, czy karetka jedzie, wiedzieli tylko, że pogotowie zostało wezwane - mówi Magdalena Rozumek-Wenc z wielkopolskiego NFZ.
Żona pacjenta chorego na serce prosiła o pomoc lekarzy ze szpitala, bo przedłużał się przyjazd karetki pogotowia. - Procedury są takie, że lekarze udzielają pomocy w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym - dodaje Magdalena Rozumek-Wenc.
NFZ nie ma podstaw, by rozpocząć kontrolę w szpitalu, bo mężczyzna nie był pacjentem oddziału ratunkowego. Urzędnicy wojewody ustalili, że kartka z Międzychodu nie mogła dojechać do mężczyzny, bo wiozła innego pacjenta w stanie zagrożenia życia. Karetka z Sierakowa dotarła na miejsce w ciągu 17 minutach, czyli spełnione zostały kryteria czasu dojazdu.
Magda Konieczna/jc/szym