Sędzia uznał, że myśliwy, pracownik muzeum, złamał tym ustawę o ochronie zwierząt. Mężczyzna musi przez pół roku pracować 30 godzin miesięcznie i zapłacić 2 tys. zł nawiązki na rzecz Toruńskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt. Sąd orzekł też przepadek broni, z której zastrzelono kota.
Sąd nie uwierzył oskarżonemu, który tłumaczył się, że kota musiał zabić, bo wcześniej potrącił go samochodem i zwierzę się męczyło. Oskarżony przyznał też wcześniej, że kot zagryzał hodowane przez niego w muzeum kury, gołębie i inną drobną zwierzynę. Sędzia Robert Kuchciński uzasadnił, że w takim wypadku można było kota odłowić i oddać np. do schroniska dla bezdomnych zwierząt.
Przy wydawaniu wyroku sąd wziął pod uwagę, że myśliwy dotąd nie był karany.
Wojciech K. po odczytaniu wyroku mówił, że w tym wypadku nie widział innego wyjścia pozbycia się zwierzęcia, które szkodziło w jego hodowlach. Nie wiedział, że kot był dokarmiany przez innego z pracowników. Mówił, że czuje się rozgoryczony po 50 latach pracy na rzecz zwierząt w Biskupinie.
Obecny na sali Rafał Gaweł ze Stowarzyszenia Ludzie przeciw myśliwym powiedział, że ma wrażenie, iż oskarżony czuje skruchę, ale wyrok wydany w Żninie daje jasny sygnał innym myśliwym w całej Polsce, a jest ich około 100 tysięcy, że krzywdzenie zwierząt będzie karane.
opr. g.ł/szym
zabił sprawcę niecnych występków godzących w MUZEALNĄ TOŻSAMOŚĆ TEGO MIEJSCA
O HISTORYCZNYCH ZAŁOżENIACH popartych ARCHEOLOGICZNYMI ODKRYCIAMI.
Przypominam że zagryzana przez złoczyʼncę "inna drobna zwierzyna" w postaci żywych
eksponatów jakimi są MYSZY ,godzi w LEGENDĘ O POPIELU a zwłaszcza w PIASTA tego