Jak tylko zaczyna padać, pracownicy sklepów w przejściu podziemnym przygotowują się do walki z wodą. Przestawiają towary na wyższe półki, szykują worki z piaskiem, inni zabijają wejścia. Ale czy to się sprawdza? Nie bardzo, bo ciśnienie wody jest tak duże, że mimo zabezpieczeń wdziera się do pomieszczeń.
Później pozostaje już tylko wielkie sprzątanie i podliczanie strat. Większość punktów pod ziemią nie martwi się jednak straconymi pieniędzmi, bo są ubezpieczeni po poprzednim zalaniu. Mechanizm jednak jest taki, że za straty w sklepach ktoś musi zapłacić. Biorąc pod uwagę, że zawinił niesprawny kolektor kolejowy, sprawa wydaje się prosta.