NA ANTENIE: Majówka z Radiem Poznań
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Nowa strategia USA w Afganistanie

Publikacja: 23.08.2017 g.13:24  Aktualizacja: 23.08.2017 g.14:03
Poznań
Kilka dni temu The Washington Post zamieścił artykuł Stephena J. Hadley’a, byłego doradcy ds. bezpieczeństwa George’a Busha, który odniósł się do polityki obecnej administracji odnośnie Afganistanu.
żołnierze usa afganistan - Jason Epperson - CC: Wikimedia Commons
/ Fot. Jason Epperson (CC: Wikimedia Commons)

Po poniedziałkowym wystąpieniu Trumpa w Camp Davis wiemy, że planuje on zwiększenie udziału sił amerykańskich w tym kraju. Przez kilka miesięcy nie było jeszcze pewności, jaką ostatecznie politykę przyjmie prezydent. Sam tłumaczył się, iż jest świadomy, że odnośnie wojny w Afganistanie, jak również w Iraku, jego stanowisko znacznie ewoluowało. W trakcie kampanii w 2016 roku był on bowiem zwolennikiem wycofania się z obu konfliktów.

Hadley przekonuje, jak istotna pomimo ponoszonych kosztów jest obecność USA w tym regionie. Co więcej, zaleca on zwiększenie ilości żołnierzy - ogólnie wojskowego i politycznego zaangażowania w Afganistanie. Siły NATO są tam zresztą obecne od 2015 roku w ramach Resolute Support. W Afganistanie przebywają polscy doradcy wojskowi, działający m.in. przy afgańskim Ministerstwie Spraw Wewnętrznych.

Powód jest przede wszystkim jeden: bez wsparcia USA i sojuszników rząd w Kabulu zwyczajnie upadnie. Obecność Stanów Zjednoczonych nie ma wyłącznie militarnego wymiaru (jak np. udział w bezpośredniej walce czy szkolenie oddziałów afgańskich), lecz również polityczny (wspieranie reform). Ten drugi aspekt ma być zresztą wzmocniony. Strategia USA zakłada pomoc w budowie struktur państwowych i mechanizmów demokratycznych. Przypomina więc to strategię Busha w Iraku z lat 2007-2008.

Według Hadleya głównym celem nie jest też już samo pokonanie Talibów; ważniejsze jest skłonienie ich do porozumienia z rządem. Oczywiście opcja czysto wojskowa nie jest wciąż wykluczona. Zmiana nastawienia względem Talibów ma kilka przyczyn. Po pierwsze nie dało się ich do dziś pokonać i całkowicie wyeliminować z politycznej gry - dalej posiadają oni liczne bazy rozsiane w całym kraju (na 398 dystryktów kontrolują w całości lub częściowo 201 z nich). Druga sprawa jest taka, że z perspektywy dzisiejszego bezpieczeństwa międzynarodowego nie stanowią oni tak wielkiego zagrożenia jak Al-Kaida czy Państwo Islamskie, które również starają się działać w Afganistanie.

Talibowie pozostają dziś w opozycji obu tych organizacji. Załamanie się afgańskiego rządu może przyczynić się do tego, że Afganistan stanie się nową siedzibą którejś z tych międzynarodowych organizacji terrorystycznych.

Obawy związane z Państwem Islamskim są tutaj znacznie poważniejsze. Posiada ono większe niż Al-Kaida doświadczenie w budowaniu struktur quasipaństwowych, a także rozbudowaną sieć sojuszników, mediów i sprawniejsze niż ona metody finansowania. Według niektórych analityków Państwo Islamskie po tym, jak utraci bazę w Syrii, będzie poszukiwać nowego terenu działania. Teoretycznie jest to organizacja bez stałego przywiązania. Oczywiście Afgańczycy, nawet ci o fundamentalistycznym nastawieniu, niechętnie przyjmą desant międzynarodowych mudżahedinów. Dlatego też USA liczy, że uda się skłonić Talibów do rozmów pokojowych.

Afganistan, podobnie jak Syria, uwikłany jest w niełatwe relacje ze swoimi sąsiadami. Szczególnie z Pakistanem, co siłą rzeczy czyni go przedmiotem w sporze między nimi a Indiami. Ponadto jakakolwiek obecność sił NATO czy bezpośrednio USA w Azji Centralnej budzi w naturalny sposób zastrzeżenia Rosji. 

Z uwagi na swoje interesy gospodarcze w Pakistanie również i Chiny mogą być zainteresowane wspieraniem stabilności w regionie, o ile nie dojdzie do eskalacji konfliktu z Indiami. 22 sierpnia władze w Pekinie wydały kolejne ostrzeżenie pod adresem Delhi, oskarżając Indie o budowę na ich terenie własnych instalacji militarnych przy granicy z Chinami i Bhutanem.

Pomijając aspekt polityki wewnętrznej – część komentatorów w USA podkreśla, że wystąpienie Trumpa miało częściowo przykryć kontrowersje związane z wydarzeniami w Charlottesville i było wręcz wymuszone przez Partię Republikańską. Przemówienie było długo oczekiwane (i jest już dość spóźnione). Dla wielu okazało zaskoczeniem: liczono bowiem, że Trump, podobnie jak Obama, wyznaczy datę wyjścia sił amerykańskich z Afganistanu.

Gen. Nicholson, dowódca sił NATO i USA w Afganistanie, stwierdził, że dla realizacji podstawowych celów, jakie Amerykanie mają w Afganistanie, potrzeba jeszcze kilku tysięcy żołnierzy. Na chwilę obecną w Afganistanie w ramach misji pomocniczej i treningowej przebywa 8400 amerykańskich żołnierzy, dlatego też mówi się o kolejnych 4000-5000 żołnierzy.

Były już doradca do spraw strategii w Białym Domu Steve Bannon planował wysłanie do Afganistanu najemnych sił prywatnych (np. Blackwater) miast oddziałów narodowych, w podobnej liczbie do przewidywanej teraz. Zamierzenia te spotkały się kilka miesięcy temu z ostrą krytyką w USA, choćby z uwagi na złą opinię, jaką tam maja prywatne armie.

Jaki cel chcą osiągnąć Amerykanie? Dowódcy amerykańscy określają go jako osiągnięcie stanu, w którym USA będzie mieć pewność, że atak terrorystyczny, jaki miał miejsce we wrześniu 2001 r., nigdy się już nie powtórzy. A zatem Afganistan będzie zdolny w przyszłości do radzenia sobie samemu z takimi grupami, jak Państwo Islamskie na swoim terenie.

Obok spraw wojskowych największym wyzwaniem dla USA będzie jednak polityka Islamabadu, która postrzegana jest jako jedna z głównych przyczyn niestabilności Afganistanu. Amerykanie starać się będą na różne sposoby wywierać nacisk na Pakistan - ostatnio np. wstrzymano pomoc wojskową w wysokości 50 mln dolarów, przeznaczoną teoretycznie na walkę z grupami terrorystycznymi w tym państwie.

Rozważane jest również umieszczenie Pakistanu na liście krajów wspierających terroryzm. Także w samym Pakistanie słychać głosy krytyczne względem USA. Pozostający dziś w opozycji, lecz wspierany przez kręgi wojskowe Imran Khan, którego partia ma nawet szanse wygrać przyszłoroczne wybory, wyraźnie dystansuje się od polityki Waszyngtonu.

Dotychczas USA walcząc w Afganistanie zawsze miało wsparcie, choć często relatywne, ze strony Islamabadu. Dziś może je stracić w ogóle, co oczywiście znacznie utrudni jakąkolwiek misję w Azji Centralnej.

Łazarz Grajczyński

http://radiopoznan.fm/n/OFfjs3
KOMENTARZE 0