Lubimy zieleń i chcielibyśmy mieć jej jak najwięcej wokół siebie. Są takie miejsca, które zmieniają się z inicjatywy mieszkańców, gdy biorą sprawy w swoje ręce. Czasem ktoś im pomoże - rada osiedla, stowarzyszenie, miasto, a nawet firma komercyjna i okazuje się, że wspólnym wysiłkiem sąsiadów można zamienić obskurny, zaniedbany kąt w kolorowy zakątek. I co najważniejsze - udostępnić go innym
Jak to się dzieje, jak takie miejsca się zmieniają? Jak Państwo oceniają takie inicjatywy - czy są potrzebne? Czy ludzie mają na to ochotę? Jakby Państwo zareagowali, gdyby ktoś przyszedł i powiedział - zrobimy Wam ogród pod domem?
Na Sołaczu grupa działająca pod nazwą "Jadalny Poznań" otworzyła ogród i wywiesiła taką tabliczkę "Jeśli masz ochotę - możesz się częstować. W zamian prosimy o pomoc w podlewaniu oraz plewieniu". To nasz eksperyment - mówi Joanna Błauciak z Fundacji Ratowania Zabytków i Pomników Przyrody i mieszkanką Sołacza. Inny ogród powstał na Wildzie przy ulicy Fabrycznej - opowiada Anna Gawrysiak-Knez ze Stowarzyszenia Wildzianie.
W ogrodach, zielonych zakątkach w mieście, które powstają spontanicznie, z inicjatywy samych mieszkańców, jest czysto i spokojnie. Dbają o nie wszyscy. To często miejsca tworzone od podstaw. Była jakaś rupieciarnia, drewutnia, składzik, obskurne miejsce, które zaczyna dosłownie rozkwitać. Można by powiedzieć, że powstają w czynach społecznych. Tyle , że do tych ludzi do pracy nie zmusza - powstają z naturalnej potrzeby.
Maciej Jędrzejczak z osiedlowego Klubu Krąg na Łazarzu jest przekonany, że jeśli ich ogród jeszcze nie jest - to już niedługo na pewno będzie ogrodem społecznym. Czasem wystarczy, żeby ktoś zaczął - a potem mieszkańcy zaczynają się powoli dołączać. Andrzej Białas z Prawa do Miasta jest osiedlowym radnym na Ławicy. I tam właśnie rada osiedla razem z mieszkańcami od kilku lat dba o miejsce zielone, które mieszkańcy sami zagospodarowali i wykorzystują je - w Lasku Marcelińskim. To już nie jest mały ogródek.
Socjolog Maciej Frąckowiak uważa, że takie ogrody mogą spełniać ważną funkcję, stają sie miejscem współpracy sąsiadów. Jednak nie wszędzie takie pomysły udaje się zrealizować, nie wszędzie wspólna troska o zieleń udaje się. Mieszkańcy Środki nie czuli, że ogród jest ich. "Ktoś przyszedł, nikt nie zapytał nas o zdanie w tej sprawie. To nie mogło się udać" - mówi Anna Żygulska z Mobilnego Domu Kultury na Środce.
Jak się za to zabrać? Czasem brakuje działacza-lidera wśród mieszkańców, czasem potrzeba inicjatywy rady osiedla. No i nie zawsze wiadomo czy ten śmietnik za domem nie jest czyjąś własnością - tak dzieje się zwłaszcaa w centrum miasta. Ale na Wildzie jakoś sobie z tym poradzili - Anna Gawrysiak-Knez ze Stowarzyszenia Wildzianie.
Jak przekonują opiekunowie ogrodów - stworzenie takiego miejsca nie wymagają wysokich kosztów. Wystarczy trochę pokombinować. Opiekunowie ogrodów, o których mówiliśmy zachęcają wszystkich, którzy akurat będą w ich okolicy przechodzić, by korzystali z uroku odpoczynku wśród zieleni. Jak mówią: "największą radość mamy wtedy, gdy widzimy że nasz ogród jest po prostu użyteczny, że ktoś w nim jest, odpoczywa, że nasza praca nie poszła na marne"
WSZYSCY mieszkańcy zeszli z tym, co mieli i w jedno popołudnie zrobiliśmy piękne ogródki. Później każdy coś tam przynosił do wsadzenia i ogródki rozkwitły. Pieczę nad kawałkiem ziemi mieli mieszkańcy parteru, ale inni poczuwali się do pomocy choćby w wynoszeniu zielska.
Teraz niestety, stara gwardia się wykrusza, młodym się nie chce i ogródki zamierają...Choć często ludzie przechodząc nadal podziwiają kwitnące rośliny.