Marek S. nie przyjął wtedy mandatu, bo twierdzi, że policja jego prędkość zmierzyła niedbale i za pomocą sprzętu nie posiadającego wymaganych aktualizacji. Proces w sądzie toczył się ponad pół roku i… to nie będzie koniec.
Obwinionego Marka S. sąd uznał za winnego i ukarał grzywną w wysokości 300 zł. Takim samym mandatem ukarała go policja. W sądzie oskarżyciel żądał już 1500 zł kary. Ale Marek S. deklaruje, że się odwoła. Emil Rau (znany jako łowca fotoradarów) ze Stowarzyszenia Bezpieczeństwo na Drodze ocenia, że ukarany ma w tym odwołaniu szanse.
- Policja dokonała pomiaru na zbyt krótkim odcinku. W przeliczeniu na czas to żenująco mało – kilka sekund! Gdyby to był pomiar na choćby pięciuset metrach, to byśmy tu dziś się nie spotykali - powiedział Radiu Poznań Emil Rau.
Ale w ocenie sędziego Jacka Kamińskiego wystarczyło, że na tych 100 metrach radiowóz jechał za obwinionym. - Jeżeli mniej więcej trzymał stałą odległość, to widać z jaką prędkością jadą oba pojazdy - uzasadniał sędzia.
Sąd uznał jednak, że pomiar mógł być mniej precyzyjny, niż zakładają przepisy. I choć według ustaleń policji Marek S. jechał z prędkością 165 km/h, sąd przyjął że było to „nie mniej niż 150 km/h”, przy dozwolonej tam prędkości 120 km/h.
Jeżeli ktoś jechał nawet na krótkim odcinku drogi z prędkością 150km/h a nie oszacowaną 165km/h to tym samym przekroczył prędkość dopuszczalną o min. 30km/h co jasno znaczy że złamał prawo i powinien zostać ukarany. Ale właśnie na tym polega buta "świętych krów".