Głośna sprawa w zeszłym roku obiła się o Sejm i ministerstwo sprawiedliwości. Historia jest przykładem problemu tak zwanych dzieci transgranicznych, wychowywanych przez rodziców różnych narodowości, którzy często są skonfliktowani.
Postanowieniem poznańskiego sądu pani Ania do 2 stycznia miała oddać dwójkę dzieci byłemu mężowi, obywatelowi Belgii. Decyzja była efektem postępowania z Konwencji Haskiej, która mówi o uprowadzeniu dzieci. Uprowadzić je miała właśnie pani Ania. Ona sama twierdziła, że nie zdążyła na czas wrócić z dziećmi do Belgi, bo jedno z dzieci rozchorowało się. Bardzo szybko jednak i bez jej udziału, w Belgii ruszyły sądowe procedury, których efektem była decyzja o oddaniu dzieci. Pani Ania tego nie zrobiła.
Apelacją wniosła reprezentująca Polkę mecenas, a także prokurator i Rzecznik Praw Dziecka. Dziś sprawą zajął się więc Sąd Okręgowy, który nie zakończył jednak postępowania, jest ono niejawne. Nieoficjalnie mówi się, że sprawa może potrwać dwa miesiące. I być może wtedy dowiemy się, czy mówiące po polsku dzieci zostaną przy matce w kraju, czy będą musiały wrócić do Belgi.