Wprawdzie markę polską – złotówka zastąpiła dopiero 1924 roku, ale już w roku 1919 wykonano na drodze do tej zamiany pierwszy istotny krok. Tym krokiem była uchwała, w której znajdziemy oczywisty dla nas zapis, że polską jednostką monetarną jest złoty, a jego setną częścią - grosz. Dokładnie sto lat później Narodowy Bank Polski stawia polskiej walucie dwa symboliczne pomniki – srebrny i złoty - w postaci zestawów okolicznościowych monet.
Nie jest to zabieg całkiem nowy, bo NBP ma w swym numizmatycznym dorobku całe serie odwołujące się do pieniężnych i trochę numizmatycznych tradycji Polski. Pierwsza to "Dzieje Złotego", sprzed kilkunastu lat, w ramach której przypomniano, na współczesnych numizmatach, wizerunki najpiękniejszych monet okresu międzywojennego. Druga to wciąż trwająca "Historia monety polskiej", przedstawiająca najstarsze zabytki polskiego mennictwa. Jej najnowsza odsłona, srebrna 20-złotówka przypomina boratynkę króla Jana Kazimierza.
Ceny numizmatów kolekcjonerskich niekiedy zadziwiają. Żeby nie być gołosłownym przypomnę emisję monet, które uczciły stulecie niepodległości Polski. Niejeden złapał się za głowę, gdy przy kulistym okazie ze złota, o niespotykanym nominale 2018 złotych, zobaczył kwotę 54000 zł. Ta moneta z automatu przeszła do legendy jako jedna z droższych w historii Polski. Niewielu było na nią stać, ale też do niewielu trafiła, ze względu na minimalny nakład 100 sztuk. Nakład mikroskopijny, bo nawet rzadkie próby niklowe czasów PRL-u wprowadzano w liczbie po 500 sztuk. Subiektywnie i w przybliżeniu oceniam, że złoty numizmat, który chce odnieść sukces na rynku kolekcjonerskim, nie powinien mieć nakładu większego niż 2000. A tu, w przypadku wspomnianej złotej kuli, mieliśmy 20 razy mniej, co musiało zrobić wrażenie, i to nie tylko na kolekcjonerach.
Jedno z najprostszych prawideł mówi, że niski nakład, poza nielicznymi wyjątkami, zwiększa cenę monety. Skądinąd wartość monety kolekcjonerskiej jest za każdym razem mocno umowna, nie zamknięta w sztywne, rynkowe ramy. 20 złotówka z 1996 roku z jeżem osiągała w szczytowym momencie wartość rzędu 2000 zł - jej nakład był niewielki. Tej samej wielkości 20-stka z konikiem polskim, której na rynku pojawiło się o wiele więcej, nigdy nie wzniosła się na kolekcjonerskie wyżyny i nie poszła w ślad za srebrnym jeżem.
Jakie miejsce na numizmatycznym rynku zajmą wydawane dziś zestawy upamiętniające stulecie naszej złotówki? Wzbiją się ponad obłoki, jak jeż, czy też osiądą na mieliźnie, jak nieszczęsny konik – skądinąd bardzo ładny? Nakład jest obiecująco niski, zarówno srebrnego jak i złotego zestawu. Na korzyść przemawia też fakt, iż zestawy monet są przez NBP stosunkowo rzadko wydawane. Być może tego rodzaju emisje są nieco niedoceniane, co może trochę dziwić, bo np. Amerykanie swoje okolicznościowe zestawy kolekcjonują wyjątkowo namiętnie. Być może podobna tradycja zakorzeni się także w Polsce, a komplety monet będą oferowane nie tylko od święta, ale może chociaż raz w roku? Kilka numizmatów to już kolekcja - lepiej wygląda kilka monet, niż jedna.
Kolekcjonerzy już pewnie wiedzą, ale być może ta wiedza nie dotarła do wszystkich. Wizerunki udostępnionych dziś przez NBP są dokładnie takie jak groszówki i złotówki, które mamy w naszych portfelach. Różnica to oczywiście kruszec. Mosiądz i miedzionikiel zastąpiły - srebro i złoto.