To jest bardzo zła dla Polski sytuacja, pogarszające się stosunki polsko-izraelskie. Współczuje organizatorom Dni Judaizmu w Poznaniu, że ta mozolnie budowana wzajemna empatia może wyparować jakby nigdy jej nie było, przez działanie izraelskich czynników państwowych i zafałszowaną świadomość części elit żydowskich, które uprawiają religię Holocaustu, czyniąc siebie jedyną ofiarą II wojny. Trzeba jednak przypomnieć, że paliwo do jadowitej polonofobii dostarczają mieszkające nad Wisłą spore odłamy polskiego społeczeństwa, które cierpią na tzw. oikofobię czyli nienawiść do narodu z którego się wywodzą.
Jest to syndrom postkolonialny, polegający na tym, że przez dziesiątki lat zarządcą kolonii, wynajętym przez czynnik zewnętrzny (najpierw sowieckich komunistów, a po 1989 przez grabieżczy kapitalizm) były grypy, które utwierdziły się w przekonaniu, że są elitą i muszą trzymać krótko niedomytą, niedokształconą antysemicką polską tłuszczę. Jeśli do roku 1989 pałką był aparat represji, to po 1989 roku represja nie już miała charakteru formalnego. Zastąpił ją mechanizm rozdawnictwa prestiżu i pedagogika wstydu. Jeśli biłeś się w piersi za urojone winy swego narodu, do którego zaliczano szmalcowników i bandytów, to miałeś szansę być zapisanym przez tą elitę, często spadkobierców tzw. czerwonej burżuazji, do lepszego towarzystwa ludzi światowych i kulturalnych. Jeśli nie, to byłeś stygmatyzowany jako oszołom, moher, ciemnogród. Ten uniwersalny mechanizm, opisany zresztą świetnie w „Korzeniach totalitaryzmu” przez Hannah Arendt, miał charakter totalitarny i rasistowski. Te środowiska utwierdzają Zachód w przekonaniu, tak Polacy to antysemici. Robią to aby zyskać przychylność i wsparcie bo tylko my jesteśmy gwarantem utrzymania cywilizacji przed hordą antysemitów. Już Fryderyk II określił Polaków mianem „Irokezów Europy”.
Pyta mnie teraz moja ciężko chora ciotka („modelowy moher”), jak to możliwe, bo jej się to nie mieści w głowie, że jej ojciec a mój dziadek zginął „w polskim obozie koncentracyjnym”. Aby podbić ten absurd zasugerowałem, że ciocia nie pamięta już, że była przecież kapo w tym obozie. W lot pojęła mój przyciężkawy dowcip. Zrozumiała i z rezygnacją pochyliła głowę. Z absurdu można się jedynie śmiać. Ale mimo wszystko przerażające jest takie gigantyczne, skondensowane kłamstwo.
Myśląc o tych perturbacjach polsko-żydowskich ogarnia mnie smutek z powodu bezowocności wysiłków środowiska polskiej inteligencji republikańskiej o wyraźnie filosemickiej dyspozycji. Mamy obecnie najbardziej proizraelski rząd od 1989 roku. Wysiłki ekumeniczne podejmowane były przez środowisko „Radia Maryja”, zupełnie bezpodstawnie oskarżanego o sianie antysemityzmu. Wspomnę o wysiłkach Kościoła katolickiego zaangażowanego w walkę z przejawami antysemityzmu.
A wracając do republikańskiej inteligencji. Była ona przekonana, że antypolonizm jest charakterystyczny dla przedstawicieli Żydów amerykańskich, natomiast sam Izrael jest od tego raczej wolny. Okazało się to złudzeniem. Dziwi zatem słabe rozpoznanie terenu przez polskie służby dyplomatyczne. Taka nieodwzajemniona miłość jest bolesna. Ale cała sytuacja nie zwalnia od obowiązku walki z przejawami antysemityzmu, który rodzi się na bazie resentymentu. I jest „naturalnym” sposobem wyrównywania rachunku że światem przez ludzi mściwych i chciwych, żadnych władzy dla władzy i leniów. Resentyment nie obcy jest zatem środowiskom żydowskim, które atakują Polskę.
Oczywiście nie muszę dodawać, że ten atak ma swoje drugie dno postaci polityki i interesów ekonomicznych. A te biorą w wielki nawias historyczną prawdą. Nie przypadkowo w pewnych środowiskach karierę robi pojęcie post-prawdy. To oznacza że fakty przestały mieć znaczenie. Prawdą jest to co uda się wbić do głowy jak największej liczbie ludzi. Nawet fakty, już dawno za sprawą marksistów różnych odcieni stały się kategorią polityczną. Smutne.