Pierwsze mandaty za palenie śmieciami

"Body Worlds" to wystawa, która w końcu trafiła do Poznania i jest reklamowana w bardzo mocny sposób. Jej twórcą jest Gunther von Hagens, mistrz plastyzacji ludzkich zwłok. Jego ojciec służył podczas II wojny w SS. Wystawa przedstawia trupy obdarte ze skóry i ustawione w pozach, jakby ożyły niczym zombie. W internecie znalazłem "kreację artystyczną" - dwa trupy, które ze sobą kopulują. Wiadomo wyraźnie od Freuda, że instynkt życia spokrewniony jest z przerażeniem śmiercią. Tanathos i Eros to syjamscy bracia. Von Hagens wie zatem co czyni, karmiąc gawiedź takimi obrazami. Prymitywny człowiek może się rozkoszować własną rozwiązłością lub upajać się widokiem ludzkiego mięsa.
A propos kopulujących trupów - w czasach mojej młodości krążyły takie niewyszukane dowcipy, dotyczące jakiegoś szczytu. Co to znaczy "szczyt lenistwa"? Położyć się na Świętej Helenie i czekać na trzęsienie ziemi. Co to znaczy "szczyt hałasu"? Stosunek dwóch kościotrupów na blaszanym dachu. Otóż doczekałem się realizacji tego, co było głupkowatym dowcipem, który bawił wyrostków. Nie należy lekceważyć żadnych kreatywnych pomysłów, jeśli dzięki nim możemy stać się milionerami. A von Hagens nim został.
Oprawa ideowa tych ekspozycji jest więcej, niż zabawna. Organizatorzy wchodzą w rolę belfrów. Wystawa oczywiście nie jest nastawiona na szokowanie ludzi. Chodzi o ich edukację, naukę anatomii i pokazanie, jak zmieniają się nasze narządy, gdy np. palimy papierosy. Ta edukacja - jak na edukację muzealną - jest bardzo, bardzo droga. Ale nie powinniśmy się dziwić, skoro na wystawie zobaczymy, jakie mogą być skutki palenia papierosów. "Wiedza" kosztuje.
Ta niewyszukana oprawa ma schować prymitywizm motywacji, która prowadzi ludzi na tę ekspozycję, jakby naukowej ciekawości nie mogli oni zaspokoić za pomocą atlasu anatomicznego. Ale nie o naukową ciekawość tutaj chodzi. Ten "naukowo-edukacyjny" listeczek figowy - żałosny jeśli chodzi o przykrycie prymitywizmu - jest strategią starą. Zastosowali ją po raz pierwszy w XVIII wieku francuscy pisarze pornograficzni, którzy chcieli szokować i zarabiać. Otóż można było napisać, jak Markiz de Sade, najbardziej brutalną pornografię, pod warunkiem, że pisarz wstępnie usprawiedliwiał się, iż pożytek z jego dzieła będzie duży. Stanowić miało ono przestrogę dla niewinnych dziewcząt, które po takiej lekturze będą wiedziały, czym grozi nieumiarkowana rozpusta i dostanie się w łapy libertyna. Prawem analogii: można pokazać spreparowane zwłoki gdy się zastrzeże, że to dla nauki i wyższych celów.
W przypadku von Hagensa jest coś jeszcze - "praca" nad złamaniem fundamentalnego tabu. Zmarłemu człowiekowi należy się szacunek i spokój. W historii różnie z tym bywało, ale nikt normalny tego nie kwestionował, począwszy od "Iliady" Homera. Kto zatem bawi się ciałem zmarłego i zarabia na nim, dopuszcza się barbarzyństwa. Ten proces ślepej fascynacji śmiercią i zniszczeniem, naigrywania się ze zmarłych, odbierania im spokoju, Ernst Junger - niemiecki pułkownik Wermachtu i znakomity pisarz - nazwał "fermentacją szumowin".
Jest jeszcze jeden aspekt, który wzmaga zainteresowanie tą wystawą. Wiąże się on z popkulturą. To kult zombie, który narodził się wraz z filmem "Noc żywych trupów" w latach 60. XX wieku. Ludzie lubią się bać. Bywają tak znudzeni, że chcieliby - choć sobie tego nie uświadamiają - być gonieni przez bandę "zombiaków" już w rzeczywistości, a nie na ekranie. Nie żeby zostać złapanym, ale aby przeżyć dreszcz rozkoszy. Trupy Gunthera von Hagensa taką obietnicę niosą. Zatem śmiało na wystawę!