Nie każdy potrafi mówić o swoich uczuciach, lękach i traumach. Szczególnie obcej osobie. Nie każdy wierzy też w skuteczność, szeroko rozumianej, psychoterapii. I jest to poniekąd całkowicie zrozumiałe. Książka Victora Frankla pozwala przełamać ten opór i… zaufać.
Autor, uznany austriacki psychiatra, jest twórcą logoterapii – unikatowej metody terapeutycznej uznawanej za alternatywną wobec psychoterapii Zygmunta Freuda.
Nie brzmi zbyt zachęcająco? Zapewne tak, ale tylko do momentu, kiedy nie poznamy kulisów jej powstania. W nowszych wydaniach książki zawarty jest często ważny wydawniczy dopisek: „Głos nadziei z otchłani Holocaustu”. Taki zabieg zastosowało też Wydawnictwo Czarna Owca.
Autor nie stworzył bowiem swojej metody terapeutycznej w zaciszu domowego gabinetu, siedząc w wygodnym pluszowym fotelu z filiżanką parującej, aromatycznej kawy. Jest ona efektem doświadczeń i przemyśleń zrodzonych z osobistych przeżyć w trakcie długiego pobytu w piekle na ziemi. Victor Frankl spędził niemal cztery lata za drutami niemieckich, nazistowskich obozów koncentracyjnych m.in. Auschwitz i Dachau. Jego ojciec, matka, brat i żona zginęli w komorach gazowych bądź w wyniku obozowej, nieludzkiej eksterminacji.
Sam Frankl przez kilka lat balansował na granicy życia i śmierci, kopał i układał tory kolejowe, bity, głodzony, upadlany, odzierany z godności, wyniszczany przez choroby. Żeby przeżyć musiał nie tylko zdobyć dodatkową porcję chleba, czy dolewkę zupy z dna kotła, ale także zbudować bariery ochronne we własnej psychice. Zracjonalizować sobie jakkolwiek pobyt w obozie, nie popaść w depresję, zobojętnienie, poczucie bezsensowności życia – bo to oznaczało wyrok śmierci.
Austriacki psychiatra przywołuje wiele przykładów więźniów, którzy kurczowo trzymali się myśli choćby o rychłym końcu wojny i wyjściu na wolność na Boże Narodzenie. A kiedy wyzwolenie nie nadchodziło w przewidzianym terminie, momentalnie gaśli w oczach i umierali w ciągu jednego, dwóch dni. Przeżywali natomiast ci, którzy zbudowali trwałe mechanizmy, pozwalające na racjonalizację sensu cierpienia i wolę przetrwania. Symptomatyczny jest zwłaszcza opis zbiorowego seansu terapeutycznego, jaki Frankl urządził współwięźniom ze swojego baraku.
Zatem jeśli jest to możliwe nawet w tak nieludzkim miejscu, jak Auschwitz, to dlaczego nie można tego zastosować w normalnym życiu?
Zainteresowanych szczegółami odsyłam na karty książki, gdzie znajdziemy zarówno opis obozowych przeżyć Frankla, jak i przystępnie wyjaśnione założenia jego metody, której istotą jest logos – greckie słowo oznaczające sens. W tym przypadku sens życia. Warto sięgać stale!