NA ANTENIE: Wieczór z Radiem Poznań
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Pokoleniowa zmiana warty cz.1

Publikacja: 13.07.2021 g.12:52  Aktualizacja: 13.07.2021 g.12:57 Michał Sobkowiak
Kraj
Zespół Kombii śpiewał „każde pokolenie ma swój czas”. Jak to wygląda w polskiej muzyce rozrywkowej od drugiej połowy XX wieku do czasów obecnych. W części pierwszej skupimy się na największych gwiazdach lat 70-tych.
krzysztofkrawczyk - Krzysztof Krawczyk, Facebook
Fot. (Krzysztof Krawczyk, Facebook)

Wykonawcy, którzy zaczynali swoje kariery na przełomie lat 60-tych i 70-tych i wtedy też odnosili największe sukcesy, z różnym skutkiem próbowali odnaleźć się w kolejnych dekadach. Anna Jantar była niekwestionowaną gwiazdą lat 70-tych, a współpraca z zespołami Budka Suflera i Perfect miała otworzyć jej furtkę do zmiany stylu i odnalezienia się w latach 80-tych. Niestety tragiczny wypadek samolotu z 14 marca 1980 roku przekreślił wszystkie plany wokalistki i nigdy nie dowiemy się, jak Anna Jantar odnalazłaby się w kolejnych dekadach.

Niemniejszą popularnością w latach 70-tych cieszyła się Irena Jarocka, która w 1980 roku nagrała i wydała na singlu dwie piosenki z Budką Suflera „To za mało” i „Nie odchodź jeszcze”, które były umiarkowanymi przebojami. Artystka nie poszła dalej tą drogą i jedynie w 1987 roku udało się jej podbić listy przebojów piosenką „Beatelmania story”. Pozostałe jej utwory z lat 80-tych nie odniosły większych sukcesów. W kolejnych dekadach było jeszcze gorzej, chociaż Irena Jarocka nagrywała płyty regularnie aż do śmierci w 2012 roku.

Podobnie kształtowała się kariera Poznanianki Haliny Frąckowiak, z tym, że w latach 80-tych udało jej się nagrać dwie przebojowe płyty „Serca gwiazd” i „Halina Frąckowiak” oraz wylansować kilka przebojów, w tym „Dancing Queen” i „Papierowy księżyc”. Jednak w latach późniejszych piosenkarka zniknęła ze sceny, rzadko nagrywa.

Kolejna Wielkopolanka Zdzisława Sośnicka, w przeciwieństwie do wspomnianych wcześniej artystek, w latach 80-tych święciła największe triumfy, nagrała trzy bardzo dobre płyty „Realia”, „Aleja gwiazd” oraz „Serce” oraz podbiła listy przebojów kilkoma przebojami, z których największym była piosenka „Aleja gwiazd”. Od lat 90-tych artystka rzadko nagrywa, jej piosenki nie pojawiają się na listach przebojów, a także wycofała się z życia koncertowego.

Na tle wspomnianych piosenkarek zupełnie inaczej potoczyły się losy kariery Maryli Rodowicz, która od lat 60-tych, czyli blisko 60 lat gości na scenie – bez Maryli nie może być Sylwestra – nagrywa, a jej piosenki wciąż okupują listy przebojów. Odnalazła się w latach 80-tych, gdzie jako Różowe Czuby eksperymentowała z brzmieniem, ale też nagrywała typowe popowe i poprockowe piosenki. Takie piosenki wciąż nagrywa, zawsze dobrze dobierając współpracowników – jak choćby ostatnio z Witkiem Łukaszewskim. Każda piosenka Maryli Rodowicz jest inna i mimo tak wielu przebojów na jej koncie, nie można powiedzieć o jakiejś powtarzalności.

W latach siedemdziesiątych nie zabrakło również męskich gwiazd muzyki. Jedną z nich był Zbigniew Wodecki, który triumfy święcił w latach 70-tych, 80-tych, ale też po 2015 roku. W latach 90-tych artysta głównie skupił się na tworzeniu muzyki do spektakli teatralnych. Natomiast na początku XXI wieku Zbigniew Wodecki poświęcił się przede wszystkim pracom przy programach rozrywkowych telewizji TVN. Na listy przebojów i do masowego odbiorcy dotarł ponownie w 2015 roku, gdy ukazała się płyta nagrana zespołem Mitch & Mitch pt. „1976: A Space Odyssey”. Po śmierci artysty w 2017 roku bardzo popularne stały się koncerty typu „Tribute to…” poświęcone jego pamięci.

Druga męska ikona muzyki lat siedemdziesiątych, to zmarły niedawno Krzysztof Krawczyk, który podobnie jak Maryla Rodowicz odnalazł się muzycznie w każdej dekadzie, współpracując z różnymi artystami, np. poznańskim zespołem Klincz – nagrywając świetne utwory „Smak skandali” oraz „Latarniku opatrzności” w 1987 roku, Goranem Bregoviciem „Mój przyjacielu”, Muńkiem Staszczykiem „Lekarze dusz”, Edytą Bartosiewicz „Trudno tak (razem być nam ze sobą...)” czy Andrzejem Smolikiem.

Na przełomie lat 60-tych i 70-tych były również popularne dwa zespoły – Czerwone Gitary i Skaldowie. O ile Czerwone Gitary z końcem lat 70-tych przeszły do drugiej ligi i od tego czasu nie goszczą na listach przebojów i grają głównie na lokalnych festynach, to były wokalista Seweryn Krajewski bardzo dobrze sobie poradził w latach 80-tych nagrywając kilka przebojów, a przede wszystkim skupiając się na pisaniu muzyki do filmów, seriali oraz dla innych wykonawców. Od lat 90-tych również jego solowa działalność przestała być popularna.

Drugi z zespołów cały czas występuje oraz nagrywa i to praktycznie w niezmienionym składzie. Pod koniec lat 80-tych Skaldowie nagrali płytę „Nie domykajmy drzwi”, z której pochodziły ostatnie przeboje, z piosenką tytułową na czele. Później – mimo nagrywania dobrych płyt – zespół już nie powrócił do showbiznesowej ekstraklasy.

Po kondolencyjnym wpisie Prezydenta RP Andrzeja Dudy, po śmierci Krzysztofa Krawczyka, w internecie zawrzało – czy faktycznie młodzi ludzie znają niedawno zmarłego artystę lub pozostałych, o których wspomniałem w niniejszym felietonie. Odpowiedź nie jest jednoznaczna, bo większość studentów kojarzy nazwiska Jantar, Krawczyk, Wodecki czy zespół Czerwone Gitary. Ale ile znają piosenek z lat 60-tych, 70-tych czy nawet 80-tych? Ilu piętnastolatków zna te nazwiska i tytuły piosenek z nimi związane? Niby skąd mają znać, skoro tylko nieliczne rozgłośnie grają ich piosenki, a większość z nich i tak ogranicza się do 2-3 ogranych przebojów. Natomiast rozgłośnie, które celują w młodych słuchaczy lansują „hity”, które na potęgę produkują koncerny wydawnicze. Po tygodniu już o nich zapominają, bo lansowane są kolejne „hity na czasie”. Fakt, że młodzi ludzie przychodzili na darmowy koncert Krzysztofa Krawczyka, nie świadczy o ich miłości do artysty i jego muzyki, lecz o chęci dobrej i najlepiej darmowej zabawy. Niestety. Podobnie jak jeździło się na Przystanek Woodstock / Pol’and’Rock Festival – dla zabawy, atmosfery, a koncerty na scenie to tylko dodatek i nie ważne było kto występuje. Tylko nieliczni jeździli dla konkretnego wykonawcy, na jeden czy dwa koncerty.

W kolejnej części prześledzimy losy karier gwiazd lat 80-tych i 90-tych.

https://radiopoznan.fm/n/zWiO7s
KOMENTARZE 0