NA ANTENIE: W sportowym rytmie
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Rival Sons - erupcja energii i wyrafinowania - recenzja Ryszarda Glogera

Publikacja: 22.09.2023 g.13:01  Aktualizacja: 22.09.2023 g.11:34 Ryszard Gloger
Poznań
Fani zespołu Rival Sons mają wyjątkowe szczęście. W ciągu ostatnich dziesięciu lat, amerykańska kapela wystąpiła u nas kilkanaście razy. Były to zwykle kluby, gdzie muzycy czują się wyśmienicie, a odbiorcy doświadczają pełnej satysfakcji.
Rival Sons „Darkfighter” - okładka płyty
Fot. okładka płyty

Kiedy pierwszy raz usłyszałem nagrania Rival Sons, nie mogłem uwierzyć, że grupa powstała w Los Angeles w Kalifornii. Muzyka kwartetu była zaprzeczeniem tego, co zwykle kojarzy się nam z tym rejonem. Rival Sons grali krwistą mieszankę bluesa i rocka, słychać było nawiązania do luminarzy bluesa Muddy’ego Waltersa i Howlin’ Wolfa, a także mocniejsze riffy gitarowe, przypominające angielską grupę Free czy zwariowaną jazdę zespołu The Who.

Wokalista Jay Buchanan mógłby śmiało stanąć przy mikrofonie obok Roberta Planta lub Paula Rogersa i nie byłoby wstydu. Niedowiarki mogą sprawdzić płytę „Pressure And Time” z 2011 roku i kilka nagrań „Young Love”, „Pressure And Time” czy „Get Mine”. Z utworów bije rockowa dezynwoltura w połączeniu z ostrością brzmienia i dosadnością przekazu. Taka kombinacja stylistyczna musiała się spodobać zarówno miłośnikom otwartym na nowoczesność w bluesie jak i fundamentalistom rocka.

Zresztą akceptacja nie dotyczyła tylko słuchaczy. Wielkie kapele rocka Aerosmith, AC/DC, Black Sabbath i jeszcze kilka innych, zapraszały Rival Sons na wspólne trasy koncertowe. I tak w kilkanaście lat – mniej więcej w odstępach dwóch lat – Rival Sons machnął 6 albumów. Zasadniczo w muzyce kwartetu nie zachodziły zmiany, były zestawy nowych utworów, niezmiennie emanujących energią. Również brzmienie pozostawało nasycone brudem i zniekształconymi dźwiękami gitar. Można było sądzić, że dla zespołu sesje nagrań to krótki przerywnik w intensywnym rytmie tras koncertowych. Płyty sygnował Dave Cobb, wysokiej klasy producent, przeciwnik nadmiernego wydziwiana w zapisywaniu muzyki. Mimo natłoku pracy studyjnej, Cobb od początku traktował Rival Sons jak swoje dziecko, z którym czuje silny związek emocjonalny.

Siódmy album zespołu z Los Angeles zatytułowany „Darkfighter”, jest przykładem na pozór niewyczuwalnych zmian. Płyta składa się z 8 utworów, charakteryzujących się wysoką jakością kompozycji, wymieszaniem brzmienia drapieżnych gitar z dźwiękiem gitar akustycznych. W poszczególnych utworach znacznie wyraźniejsze są wątki melodyczne, a czasem chwytliwość refrenów, może przyjemnie zaskakiwać. Jay Buchanan śpiewa o chaosie świata, niemocy pojedynczego człowieka w ustaleniu, co jest w życiu dobre a co złe.

Płytę otwiera narastające brzmienie organów, które gwałtownie przeradza się w eksplozję. Natarcie perkusji, basu i gitar w utworze „Mirrors” jest wręcz przytłaczające. Jak to się teraz mówi: epickie. Jeszcze bardziej nachalny jest następny numer „Nobody Wants To Die”. W podstawowym wymiarze to post punkowe „łojenie” na całego, lecz grupa Rival Sons wcisnęła w tę prostą strukturę riffy, bogatszą grę perkusisty Michaela Miley’a i obłędne natarcie basu Dave’a Beste. A do tego chórki w refrenach i mocno elektronicznie powykręcane solo gitary.

Następny numer „Bird In The Hand” to już miękkie lądowanie w strefie melodyjnej piosenki z odniesieniami do lekkiego rocka lat 60. Utwór jest jeszcze bardziej przyjazny w odbiorze, dzięki staromodnym brzmieniom gitar. Podobnie dzieje się w kawałku „Bright Light”, wypełnionym dźwiękami gitar akustycznych i dla kontrastu wysmakowanej solówce gitary elektrycznej. W tym nagraniu wyraźnie zarysowany refren połączono z intrygującymi zwrotkami.

O stopień wyżej w budowaniu napięcia jest nagranie „Rapture”. W tej wolnej balladzie łagodność i melancholia przeradza się w mocne części podbite świetnymi partiami gitarzysty Scotta Holiday’a. Właśnie w takich utworach bardziej rozbudowanych, wybija się klasa wokalna Jay’a Buchanana. Zresztą popisowy pod kątem śpiewu jest gwałtowny numer „Guillotine”, w którym wokalista prezentuje pełny zakres swoich umiejętności od piana do rozdzierającego krzyku. Kolejny świetny kawałek to „Horse’s Breath”, pełen napięcia i rozedrgania podsycanego brzmieniem klawiszy i kąśliwych tonów gitary elektrycznej.

Na finał otrzymujemy jeszcze „Darkside” utrzymany w duchu hard rocka przetykanego bluesem. Znowu Buchanan daje mocny przekaz wokalny, opleciony dźwiękami gitary Holiday’a. Bo taka właśnie jest cała muzyka Rival Sons na płycie „Darkfighter”, odwołująca się do klasyki rocka z czasów Led Zeppelin i Black Sabbath. Znakomita płyta dla odbiorców różnych pokoleń, zawsze gotowych na silne wrażenia i energię, podaną ze smakiem i pasją.

https://radiopoznan.fm/n/caEHqx
KOMENTARZE 0