Książka nie jest zwykłą narracją, ale zbiorem trzech tekstów. Najpierw poznajemy interpretację oryginalnego poematu – solidne wprowadzenie do świata Anglosasów i ich surowej rzeczywistości. Potem nadchodzi część dramatyczna – Powrót Beorhtnotha, syna Beorhthelma, gdzie mnisi zbierający ciała poległych dyskutują o tym, co właściwie się stało. I wreszcie – esej, w którym Tolkien otwarcie krytykuje romantyzowanie średniowiecznej idei heroizmu.
Niemniej punktem wyjścia jest historyczna bitwa, w której anglosaski ealdorman Beorhtnoth stawia czoła wikingom. W oryginalnym poemacie, z którego czerpie Tolkien, Beorhtnoth prezentowany jest jako uosobienie anglosaskiego kodeksu honorowego – walczy do końca, odmawia odwrotu, ginie, lecz pozostaje wierny swoim wartościom. Brzmi pięknie? Nie dla Tolkiena.
W jego interpretacji Beorhtnoth nie jest idealnym bohaterem, lecz człowiekiem, który dał się zwieść własnej dumie. Wpuszczając wikingów na brzeg, by walczyli na równych zasadach, praktycznie podaje im zwycięstwo na tacy. Szlachetny gest? Może. Ale także tragiczna głupota, która kosztowała życie jego ludzi. Tolkien, wielki miłośnik dawnej literatury, wyczuwa w tym nie tylko bohaterską postawę, ale też coś niepokojącego – pychę przebranej za cnotę.
Co ciekawsze w swoim eseju dołączonym do Bitwy pod Maldon Tolkien użył określenia ofermōd, zaczerpniętego ze staroangielskiego tekstu poematu, ale nadał mu nowe, bardziej precyzyjne znaczenie. Zamiast tłumaczyć je jako "zbytnią dumę" czy "brawurę", jak robiono to wcześniej, Tolkien sugeruje, że najlepiej oddaje je termin „nadmierna odwaga prowadząca do zguby”. To subtelne, ale znaczące rozróżnienie – w jego interpretacji Beorhtnoth nie tylko był dumny, ale wręcz przekroczył granicę rozsądku, poświęcając życie swoje i swoich ludzi w imię honoru.
To właśnie ta krytyczna myśl zawarta w eseju sprawia, że książka jest czymś więcej niż literacką ciekawostką. Tolkien nie daje się uwieść romantycznej wizji heroizmu, który w pieśniach i legendach zawsze jawi się jako szlachetny i godny podziwu. On patrzy głębiej i rozkłada na czynniki pierwsze wybory Beorhtnotha, pokazując, że duma i honor to nie zawsze wartości godne chwały. W jego ujęciu heroizm nie jest jednoznacznie cnotą – może stać się ślepą uliczką, która prowadzi ku zagładzie. Beorhtnoth, zamiast chłodno ocenić sytuację i wykorzystać każdą przewagę nad przeciwnikiem, decyduje się na gest, który przypieczętowuje jego klęskę. Zamiast rozsądku wybiera etos walki, a zamiast wygranej – chwalebną śmierć.
Choć Bitwa pod Maldon to dzieło czysto historyczne, bez elementów fantastycznych, można w nim dostrzec motywy, które później pojawią się w Władcy Pierścieni. To jedno z nielicznych dzieł Tolkiena, które nie toczy się w Śródziemiu, ale i tak zawiera tropy charakterystyczne dla jego twórczości.
Tolkien nigdy nie powiedział tego wprost, ale można doszukać się wyraźnych parareli między Beorhtnothem a postaciami z jego późniejszych dzieł. Jako wódz, który zginął, broniąc swojego ludu, przypomina on Théodena. Ale istnieje jeszcze ciekawsze połączenie – w Dodatkach do Władcy Pierścieni Tolkien opisuje długą linię przodków Aragorna, którzy walczyli z najeźdźcami z północy, a jeden z nich – Arvedui – popełnił podobny błąd jak Beorhtnoth, ufając swojej sile i ponosząc klęskę. A to tylko jedno nawiązanie, które przyszło mi do głowy w czasie czytania.
Dla kogo jest więc ta książka? Nie znajdziemy tu pełnej napięcia narracji, zwrotów akcji czy dramatycznych konfrontacji, do jakich Tolkien przyzwyczaił nas w Władcy Pierścieni. Nie ma tu smoków, magicznych artefaktów ani starcia dobra ze złem. Zamiast tego są brud, krew, zimna rzeczywistość pola bitwy i próba zrozumienia, jak myśleli ludzie żyjący w czasach, kiedy honor potrafił być równie ważny, co zwycięstwo. Bitwa pod Maldon to książka dla tych, którzy cenią sobie historię, lubią analizować dawne teksty i chcą spojrzeć na średniowieczny świat nie przez pryzmat legend, ale przez surowe realia polityki i wojny. To dzieło wymagające, ale jednocześnie niezwykle satysfakcjonujące dla każdego, kto lubi zagłębiać się w temat i szuka w literaturze czegoś więcej niż tylko opowieści.
Tolkien nie ocenia wprost, nie podaje gotowych odpowiedzi, ale jego analiza nie pozostawia złudzeń – heroizm Beorhtnotha miał swoją cenę, a romantyczne idee często rozbijają się o twardą rzeczywistość. To gorzka, ale ważna lekcja.