Kobieta najpierw na Ukrainie, a potem w Polsce, prowadziła rodzinny dom dziecka. Po agresji Rosji 53-latka przyjechała do naszego kraju z 10-orgiem dzieci.
To na ich zeznaniach prokuratura oparła akt oskarżenia zarzucając kobiecie, że ze szczególnym okrucieństwem znęcała się nad dziećmi i wykorzystywała je seksualnie przekazując także pedofilom. Kobieta w sądzie przyznała się jedynie do bicia dzieci. Jej obrońca adwokat Jędrzej Kwiczor kwestionuje zarzuty dotyczące pedofilii.
Mamy do czynienia podobno z jakimiś osobami, które coś miały robić. Nie wiemy, kto to był, skąd był, gdzie to było. Nikt tych osób nie widział
- mówi adwokat.
Na początku kwietnia minęła dwa lata od aresztowania kobiety. Prokuratura chciała przedłużenia aresztu, ale sąd jej wniosku nie uwzględnił. Uznał, że nie ma już obawy matactwa, bo przesłuchani zostali wszyscy świadkowie. Jak tłumaczy rzecznik sądu sędzia Aleksander Brzozowski, kobieta po wyjściu z aresztu ma dozór policyjny, nie może opuszczać Polski - został jej odebrany paszport i ma zakaz zbliżania się do dzieci oraz ich obecnych opiekunów.
Prokuratura nie zgadza się z decyzją sądu i złożyła na nią zażalenie.