Chlortalidon – to słowo, którego większość kibiców do wczoraj nie znała, teraz już wiemy, że to substancja z listy środków zakazanych w sporcie, a jej śladowe ilości wykryto w moczu Salamona. Lech Poznań w specjalnym komunikacie zaznaczył, że to środek wspomagający leczenie nadciśnienia i niepodnoszący wydolności fizycznej i pewnie dlatego UEFA piłkarza nie zawiesiła do końcowego wyjaśnienia sprawy.
Ale chlortalidon wypłukuje z organizmu inne substancje, niekoniecznie środki wspomagające, bo mogą to być też używki. Piłkarz podczas wielogodzinnej debaty w klubie zarzekał się, że nie wie, skąd się to wzięło, zresztą w Lechu słynie on z bardzo ostrożnego podejścia do zażywania czegokolwiek, m.in. dlatego, że jest alergikiem.
Przy Bułgarskiej powstał specjalny zespół, który teraz szuka i analizuje wszystko, co piłkarze zażywają. Na razie Salamon może normalnie grać, dopiero gdy badanie próbki B potwierdzi obecność zakazanej substancji, a bardzo rzadko badania dwóch próbek się różnią, zostanie zaproszony na przesłuchanie i wtedy Lech chce wytoczyć działa obronne, nad którymi już pracuje.
Na wynik badania próbki B trzeba jednak czekać od dwóch do sześciu tygodni. Trzy lata temu w podobnej sprawie kameruński bramkarz Andre Onana został zawieszony na rok, po czym skrócono mu karę do dziewięciu miesięcy. Jeden przypadek ew. dopingu nie skutkuje natomiast karą dla klubu, więc walkower, czy też wyrzucenie z rozgrywek europejskich Lechowi nie grozi.