25 lat temu został Honorowym Obywatelem Kalisza. Znakomity saksofonista, kompozytor i propagator jazzu. W rodzinnym mieście pozostawił wielu znajomych i przyjaciół.
Jan Ptaszyn Wróblewski był jednym z takich muzyków, którzy jak wchodzą na scenę to czynią ją świątynią. Ostatni koncert niespełna miesiąc temu - koncert urodzinowy - był tego dowodem.
Jan Ptaszyn wystąpił 13 kwietnia na deskach Centrum Kultury i Sztuki z okazji swoich 88 urodzin. I to był koncert niezwykły. Świetny jazzman, fantastyczny gawędziarz, sypiący anegdotkami, dykteryjkami jak z rękawa.
W Kaliszu pozostawił wielu przyjaciół, bo przecież tu się urodził, tu dorastał, tu kończył znane kaliskie liceum imienia Adama Asnyka. I właśnie Asnykowcy uhonorowali go ogromnym bukietem kwiatów i akwarelą z widokiem jego rodzinnego Kalisza. Kilka lat temu na kamienicy, w której mieszkał zainstalowano neon z jego podobizną.
Zamieszczono tam także jego fotografię. Ten generał saksofonu, jak o nim mówiono nie chciał pomników, i nie lubił szumu wokół siebie. Wielki choć niewielkiego wzrostu człowiek - artysta, który muzykę jazzową uczynił sztuką najwyższej próby. Grał na saksofonie tenorowym i barytonowym. Przecierał szlaki polskiej muzyce jazzowej w Stanach Zjednoczonych. Torował drogę innym znakomitym artystom. Jazz w jego wykonaniu będzie żyć wiecznie. Bo unieśmiertelnił go w swoich fantastycznych wykonaniach.