NA ANTENIE: IS IT SAFE TO GO HOME? (2023)/JOE BONAMASSA
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Przeszłość żyje w nas

Publikacja: 16.08.2017 g.16:43  Aktualizacja: 16.08.2017 g.17:14
Wielkopolska
Wywiad Macieja Mazurka z Jackiem Kaczmarkiem ze skansenu w Mniszkach, kierującym pracami Centrum Edukacji Regionalnej i Przyrodniczej w Mniszkach.
Jacek Kaczmarek Mniszki - Maciej Mazurek
/ Fot. Maciej Mazurek

Centrum Edukacji Regionalnej i Przyrodniczej w Mniszkach w powiecie międzychodzkim, to założony w wyremontowanych, zabytkowych budynkach folwarcznych ośrodek, w którym można zobaczyć warsztaty pokazowe ginących zawodów - kowalski, bednarski, szewski, garncarski, wikliniarski, stanowisko pszczelarza, sprzęty gospodarstwa domowego, dawną szkołę czy skład kolonialny oraz poznać przyrodę Doliny Kamionki. Mniszki leżą 70 kilometrów na północny zachód od Poznania. Miejsce to cieszy się ogromnym zainteresowaniem. O źródłach tego zainteresowania i działalności skansenu-muzeum rozmawiamy z Jackiem Kaczmarkiem, kierującym pracami CERiP.

Maciej Mazurek: Oddziaływanie tej placówki kultury i jednocześnie muzeum i skansenu w jednym jest coraz intensywniejsze. To fenomen. Z czego on wynika?

Jacek Kaczmarek: To da się wytłumaczyć kilkoma czynnikami. Mieliśmy też trochę szczęścia. Udało nam się trafić w zapotrzebowanie, które istnieje wśród młodzieży, ale też w średnim pokoleniu, a polega na szukaniu pamiątek, śladów przeszłości…  Te pamiątki – przedmioty, stają się bliższe, gdy bezpośrednio z nimi możemy się kontaktować – dotknąć, sprawdzić działanie… Kontakt przez szybę, jak w muzeum to mało. Musi to być taki, który pozwala coś przeżyć.

Mniszki zatem oferują podróż w czasie?

Tak metaforycznie można to ująć. Po pierwsze: trafiliśmy w zapotrzebowanie na szukanie kontaktu z dawnym światem. Może za tym kryje się poszukiwanie tożsamości? Po drugie: trafiliśmy na swoistą modę w turystyce. Jest moda na poznawanie ginących zawodów - garncarstwa, wikliniarstwa, kowalstwa. Byliśmy jednym z pierwszych ośrodków w Wielkopolsce, który zaczął pokazywać warsztaty ginących zawodów… Do nich też zaliczają się już dziś fotograf, zegarmistrz i kolejne, których ekspozycje urządzamy. I trzecia ważna rzecz: eksponatów można dotykać, a nawet do tego zachęcamy! Jest to takie swoiste interaktywne muzeum, interaktywne poprzez to, że można popracować kowalskim młotkiem, wyprać bieliznę w archaicznej pralce, wiercić świdrem, wyciąć rzemyk, spróbować jak działa strug… Wybraliśmy przedmioty, których można używać i każdego dnia do tego służą. Nasze wystawy wyposażone są w sprzęty, które mają ponad 100 lat – te oglądamy i są przedmioty gospodarstwa domowego, pochodzące z lat 70., do dziś sprawne jak np. centryfuga…

Widziałem zjazd kabrioletów, a wśród nich malucha czyli Fiata 126p.

Tak, 5 sierpnia gościliśmy u nas uczestników Międzynarodowego Zlotu Kabrioletów, a wśród nich ciekawostka - peerelowski „maluch” przerobiony na kabriolet… A wracając do naszej centryfugi, czyli wirówki do oddzielenia śmietany od mleka. Otóż przedmioty z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku często – jak właśnie ta wirówka, niczym nie różnią się technologicznie od tych z lat trzydziestych, może mają jedynie trochę więcej elementów niklowanych…

Można zatem u nas oddzielić śmietanę od mleka, wytoczyć garnek na kole garncarskim, samodzielnie zrobić wiklinowy wózek, który jest takim naszym produktem markowym, zrobić świecę z pszczelego wosku i potem wszystko, co się wykona, zabrać ze sobą do domu! Dla dzieci z rodzicami i dla nauczycieli historii idealne miejsce.

Komunikat jest jasny: zobaczcie jak ciężko pracowała wasza prababka i pradziadek?

Tak. Można więc to sprawdzić, zobaczyć, ile trzeba było się natrudzić, żeby coś wykonać samodzielnie.

Nasza propozycja skierowana jest głównie do młodzieży szkolnej i to dla dzieci i młodzieży jest niesamowite przeżycie, trochę przenoszą się w przeszłość i mają z nią prawdziwy kontakt - są w muzeum, a wszystkiego można dotknąć i na dodatek jeszcze coś samodzielnie wykonać i potem jeszcze zabrać ze sobą do domu. Naprawdę?! – Często słyszymy. – Naprawdę! Oczywiście wszystkim dyskretnie pomagamy, tak, by każdemu się udało.

Wizyta tutaj to doskonała lekcja historii, bo uczniowie oderwani od komputera, uświadamiają sobie, że coś takiego jak czas istnieje….

Dzieci reagują spontanicznie, a my to wykorzystujemy w dobrym celu i bawiąc, uczymy!.Obserwujemy czasami też takie sytuacje: przyjeżdża już trochę znudzona wycieczką młodzież. - Gdzie tu nas do jakiejś wiochy przywieźli…! Wszyscy mają w rękach telefony, a po kilkunastu minutach widzę, że te telefony chowają do kieszeni, nagle ich wszystko w Mniszkach zaczyna interesować. Prowadzimy ich na przykład do klasy sprzed lat, a wtedy słyszę, że jest lepsza niż nasza obecna…

Fenomen Mniszek jest związany z zainteresowaniem historią lokalną, historią regionu?

Z pewnością tak. By podtrzymać i promować nasze tradycje, robimy w roku kilka imprez. Unikamy wówczas muzyki popowej, zapraszamy zespoły ludowe czy folkowe. Pokazujemy dawne rękodzieło, potrawy, zwyczaje…

Mamy też taką ideę, wszyscy tu pracujący: chcemy, by dzieci, które przyjeżdżają do Mniszek, wyjeżdżały trochę zmienione, troszeczkę lepsze przez to spotkanie z innym światem. Pokazujemy im świat przeszłości i innych wartości, świat, którego już nie ma. Przez spotkanie z ciężką pracą szewca, kowala, wikliniarza, czy prababci w domu, która musiała prać w urządzeniach, z naszego nowoczesnego punktu widzenia, strasznie prymitywnych, pozwalamy im odkryć świat dawnych wartości i… taki, jakim był.

W archaicznej klasie stoi trzcinka. Pozostałość po nauczycielu-sadyście. Wtedy dzieci bito po łapkach. Dzisiaj mamy humanitaryzm.

Pokazujemy szkołę, ale przecież nie mówimy im o trzcince, nie opowiadamy głównie o tym, że dzieci bito w szkole, bo były to przypadki, których nie warto przytaczać. Przecież nauczycielami nie byli sadyści! Czasami, gdy ktoś pyta, pokazujemy „magiczną różdżkę”. Dzieci domyślają się, do czego mogła być stosowana… Wystarczyło, że nauczyciel dotknął ławki magiczną różdżką, a dzieci wykazywały większą uwagę.

Faszystowskie metody…

To były metody wychowawcze, pruskiego wychowania, które poszły całe szczęście w niepamięć! Bicie dzieci po łapkach było złe. Skrajnym przykładem jest historia dzieci wrzesińskich, kiedy Niemcy bili dzieci za odmowę nauki religii w języku niemieckim. Moja babcia była dzieckiem wrzesińskim, a jej starsze siostry zostały bardzo pobite w czasie słynnego strajku szkolnego w latach 1901-1902.

O fenomenie Mniszek świadczy ilość osób odwiedzających CERiP. Głucha prowincja na uboczu głównych dróg…

Mniszki odwiedza rocznie około 20 tysięcy turystów. Pamiętam, jak w naszych założeniach wpisywałem, że maksymalna liczba turystów przyjeżdżających do Mniszek to będzie 5 tysięcy. A dziś 5 tysięcy osób przyjeżdża na imprezę pt. Wielkie Smażenie Powideł. Prócz tego jeszcze te 20 tys. zwiedzających!

Jesteśmy gminną instytucją kultury, oddziałem biblioteki publicznej w Międzychodzie. Musimy dotację gminną, która jest przeznaczona na nasze utrzymanie, uzupełnić własnym przychodem. I udaje się nam to! W skali roku pozyskujemy ok. 240-250 tysięcy zł. Sprzedajemy bilety wstępu do naszego muzeum – po 4 zł ulgowe i po 6 zł normalne oraz bilety na warsztaty garncarskie, wikliniarskie i inne. Warsztat wikliniarski kosztuje 7 zł a garncarski 5 zł . To chyba nie jest za dużo za tak cenne umiejętności… Część biletów – dla seniorów, opiekunów grup i małych dzieci jest bezpłatna.                                     

Na bazie czego budowany był skansen? Dlaczego nazwa Mniszki?

Nazwa wsi przypomina o właścicielach okolicznych wiosek, cystersach. W średniowieczu cystersi wprowadzali nowe metody gospodarowania, potrafili pokazać, że kontakt naturą pozwala wytworzyć nowe fascynujące przedmioty, uczyli dobrze gospodarować…  

Skansen zaktywizował mieszkańców?

Gdy zaczynaliśmy - w latach 2006-2007, na remonty dostaliśmy dotację z Unii Europejskiej 650 tysięcy zł, a 400 tys. dołożyła gmina Międzychód. Jednym z naszych zadań było wówczas stworzenie miejsc pracy dla mieszkańców wsi, rewitalizacja tego terenu przy udziale mieszkańców. I to się nam w dużej mierze udało. Do dziś wszystkie osoby, które tu pracują to mieszkańcy okolicznych wsi.. Udało się stworzyć znakomity zespół.

Trzymam w ręku „Kartę Pamięci” sygnowaną przez Mniszki. Inny wymiar podróży w przeszłość?

Jesteśmy z tego bardzo dumni, że udało się nam ten projekt stworzyć. Dostaliśmy dotację z Muzeum Historii Polski - w ramach programu „Patriotyzm Jutra”. Przekornie postanowiliśmy napisać tak ten projekt, aby odwoływał się do przeszłości. To jest oczywiste, że „Patriotyzm Jutra” musi odwoływać się do naszej tożsamości. Jak tę tożsamość kształtować? "Karta Pamięci" kojarzy się dzieciom z kartą, którą można wkładać do telefonu, komputera a ta nasza w Mniszkach, ma być ich "Karta Pamięci", która tkwi w ich świadomości, powiedziałbym w sercu. Na czym polega nasz projekt? Jest to zadanie dla dorosłych, aby znaleźli czas dla swoich dzieci i wnuków. Mają razem z dziećmi przejrzeć rodzinne albumy ze starymi fotografiami, przeszukać wspomnienia, znaleźć i opisać zdjęcia osób, o których nasze dzieci za chwilę nic nie będą wiedziały. Kim jest ten pan w mundurze? To Twój pradziadek -  powstaniec wielkopolski, ktoś inny był wywieziony, ktoś żołnierzem… W naszych albumach są zdjęcia – tyle, że często nie są podpisane. A na nich pradziadek Józef, a to jego brat Franciszek. To są nasi  przodkowie. Zdjęcia trzeba podpisać i być może jest to ostatni moment, kiedy można to jeszcze zrobić. Za chwilę nie będziemy pamiętać… A to moja prababcia Helena. Dzieci mają odnaleźć swoją tożsamość dzięki spotkaniom z ich przodkami – ze swoją rodziną i ich osobistą Kartą Pamięci. Trafiamy z tymi kartami do szkół, do naszych turystów. I jest to dobrze przyjmowane. Dotarliśmy do ponad 2 tys. dzieci i młodzieży w okolicy, zrobiliśmy wystawę. Na niej przypominamy bohaterów naszej najbliższej okolicy. Wśród nich jest też pewien uśmiechnięty chłopak, z sąsiedniego Kwilcza, który poszedł do szkoły wojskowej. To pułkownik Łukasza Ciepliński. W dniu jego śmierci obchodzimy dzień Żołnierzy Wyklętych. Urodził się właśnie w Kwilczu, zaledwie 7 kilometrów stąd.

To dzięki takim Kartom Pamięci przeszłość nadal żyje w nas.

Rozmawiał Maciej Mazurek                                                                                                                                           

http://radiopoznan.fm/n/pmXRNy
KOMENTARZE 0