Dziś sąd przesłuchał oskarżonego i poszkodowaną. Mężczyzna przyznał się do winy. Przeprosił kobietę i jej rodzinę. Tłumaczył, że zaatakował poszkodowaną, bo potrzebował pieniędzy na jedzenie i zaległe rachunki. Napadł na nią w wąskiej uliczce. Ukradł jej torebkę, w środku było ponad 600 złotych.
"Oskarżony mimo, że zdołał wyrwać kobiecie torebkę, to dwa razy do niej wracał, by zadawać ciosy" - mówił dziś w sądzie prokurator Kamil Sokalski. Podczas ataku oskarżony złamał nóż. Zostawił kobietę dopiero, gdy przestała się ruszać.
Zadał się prawie 50 ciosów. 55-letnia kobieta - po ataku nożownika - nie widzi na jedno oko. Nie może wrócić do pracy. Jest w złym stanie psychicznym, boi się sama wychodzić z domu. "Widziałam, że ktoś za mną idzie. Wydawało mi się, że cały czas trzymam torebkę" - mówiła w sądzie poszkodowana.
Prokurator chce, by oskarżony zapłacił jej 50 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Oskarżony - 21 letni Piotr L. - przyznał przed sądem, że w momencie ataku był pijany, a wcześniej regularnie zażywał narkotyki. Oskarżony mówił wcześniej, że noża użył po to, by pogrozić kobiecie i zmusić ją do oddania torebki. Na nagraniach z monitoringu widać jednak, że 21-latek zadaje kobiecie wiele ciosów.
W ostatnim słowie oskarżony prosił sąd o szansę. Obrona chce najniższej możliwej dla oskarżonego kary - 12 lat więzienia. Wyrok zapadnie za tydzień.
Maciej Kluczka/mk/szym