NA ANTENIE: Radio Poznań Kultura
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Donald Trump Jr, Kreml i tajne spotkania

Publikacja: 12.07.2017 g.12:34  Aktualizacja: 12.07.2017 g.12:43
Poznań
To co wiemy: Donald Trump jr., Jared Kushner i Paul Manafort (jeszcze wtedy w ekipie Trumpa) w czerwcu 2016 r. spotykają się w Trump Tower z rosyjską prawnik Natalią Weselnitskają (spotkanie zaaranżował niejaki Rob Goldstone, lobbysta).
Donald Trump junior - Max Goldber CCWikipedia
/ Fot. (Max Goldber CCWikipedia)

Wedle samego Trumpa Jr. i ujawnionych przez niego samego jego własnych e-maile’i z czerwca 2016 r. spotkanie miało na celu ewentualnego uzyskanie przez niego informacji na temat działalności Hilary Clinton, które mogły jej zaszkodzić. Trump Jr w rozmowie z Sean’em Hannity’m, konserwatywnym i nieukrywającym swych republikańskich sympatii politycznych dziennikarzem w Fox News, po raz kolejny zapewnił, że podczas spotkania uświadomił sobie, że pani Weselnitskaja nie ma tak naprawdę żadnych istotnych informacji, że był to tylko pretekst do spotykania się z nim. Weselnitskaya zaprzecza, że taki był w ogóle cel. Zaprzecza też, że ma jakiekolwiek związki z Kremlem (choć tu kłamie,  w przeszłości lobbowała w interesie Moskwy). 

I praktycznie tyle. Reszta to już słowa i interpretacje. Z perspektywy obecnego prezydenta największym problemem jest oczywiście fakt, że jego syn szukał informacji obciążających Hilary Clinton w „zatrutym źródle”. Trump Jr sam przyznaje, że zdobycie takich informacji było jego celem. Mówi to nam oczywiście wiele o ówczesnej kampanii i o tym, jakie panowały w niej standardy. To też kolejny przypadek, gdy pojawia się zbitka „Trump - Rosja”. 

Można zadać pytanie czy fakt, że Donald Trump Jr spotkał się akurat z rosyjską lobbystką (zapewne miał tę świadomość), powiązaną z Kremlem, było wtedy jakoś szczególnie istotne? Czy zapewnienia od ludzi, którzy pomogli zaaranżować spotkanie, że Kreml „popiera Trumpa” ma dziś jakieś realne znaczenie? Media krzyczą: aha! Mamy to? Jak to wyrażają się  w kwiecistym języku amerykańskiej polityki znaleziono dymiący pistolet. Albo jednak to dalej nie ta broń, nie ta sprawa. 

Żeby zrozumieć obecną polityczną sytuację w USA należy na początek ustawić narracje brzegowe: jedna to taka, że w Białym Domu zasiadł i przyprowadził ze sobą grupę podobnych sobie, biznesmen, widzący politykę tak jak postrzega się relacje handlowe. Czyli zysk lub strata. Donald Trump ma oczywiście szerszą wizję, co udowodnił choćby podczas przemówienia w Warszawie, lecz jego działania zawsze sprowadzają się do podstawowej dychotomii. Lecz istotne problemy wewnątrz i poza granicami USA nie mogą być tak łatwo rozwiązane. W polityce nie zawsze zysk i strata układają się tak wyraźnie. 

Ludzie tacy jak Trump postrzegają biznes i politykę jako starcie. Dyplomacja dla nich to tylko kurtuazja. Czym było spotkanie z czerwca 2016 r.? Spotkaniem biznesowym, nie politycznym, choć takim powinno być. Ludzie wokół Trumpa (także jego syna) powinni mu wytłumaczyć lub sam powinien starać się zrozumieć, czym te dwa porządki się od siebie różnią. W biznesie jak nie dochodzi do deal’u to sprawa staje się nieaktualna, w polityce zawsze zostaje ślad. 

Druga narracja to opowieść o Donaldzie Trumpie, człowieku uwikłanym w polityczny układ z Kremlem, który stara się zrobić wszystko, aby Trump zwyciężył, bo wiążę z nim nadzieje, o których i on jest w pełni świadomy. Może nawet gotów je realizować. 

W skrajnej interpretacji Trump wiedział i godził się na rosyjską pomoc, a może nawet o nią prosił. Aż tak daleko nie idą jednak nieprzychylne mu główne media, lecz ta sugestia krąży nad głowami. Jest stosownym uproszczeniem, tłumaczącym wszystko. 

Zapewne żadna z tych narracji nie jest do końca słuszna. Ani Trump, który już w 2012 r. chciał zostać prezydentem nie jest takim politycznym ignorantem jak go się często rysuje, ani „człowiekiem Kremla”. Ponownie: gdzie na linii między tymi dwiema opowieściami przesuwa się teraz „sprawa Trumpa”? 

Jedni wskażą na to, że Trumpa Jr zachęciły do spotkania wyrazy „sympatii” dla jego ojca, jakoby biegnące z samej Moskwy, że jest to kolejny element układanki, mówiącej o związkach obecnego prezydenta z Rosją. 

W odpowiedzi na to, można zwrócić uwagę, czy gdyby ta współpraca była tak ścisła i oczywista, to czy do takich spotkań jak to w Trump Tower musiałoby w ogóle dochodzić? Spotkali się w interesach, po wybadaniu sprawy. Interesu nie było. 

Czy jednak wniosek, że to Trump i jego ludzie mieli związek z Rosją jest w tej sprawie najwłaściwszy? Raczej nie, powinien on brzmieć: to Kreml chciał mieć związki z kampanią Trumpa (choć nie mniej był zainteresowany jego przeciwniczką), wpływać na nią, choćby poprzez dostarczanie kandydatowi informacji. Z historii dobrze wiemy, że najlepszą taktyką jest mieć wpływ  w obu walczących obozach. Donald Trump może być rozliczany z tego, na ile jako polityk (a był już nim wtedy) widział i rozumiał to, co się wokół niego dzieje. 

Inna kwestia, że i dziś o tym, kto zostanie prezydentem USA lub jaka będzie jego polityka może decydować Kreml, deprecjonując każdy ruch obecnej amerykańskiej polityki, poprzez zwykły przeciek informacji.

Łazarz Grajczyński

http://radiopoznan.fm/n/HcFg4E
KOMENTARZE 0