Chodzi o dzieci Polek i Polaków ze związków z obywatelami/obywatelkami np. Niemiec - to podobno najczęstsze przypadki, ale też Austrii, Szwecji, Norwegii czy też Holandii lub Belgii.
Właśnie z tym krajem związane są problemy pani Ani, która była żoną Belga, mieszkała w tym kraju. Jednak w momencie pojawienia się dzieci, problemy zaczęły się z jej mężem, który zostawił kobietę z dwójką małych dzieci.
Teraz jednak Belg chce zabrać dzieci. Już od samego początku Belgowie w ocenie pani Ani traktowali ją gorzej niż męża. Sąd w Belgii nałożył na nią karę wysokości 1000 euro za każdy dzień nieobecności dzieci w Belgii. Zaocznie odebrał jej też prawo opieki nad dziećmi. Pani Anna w Poznaniu będzie walczyć o swoje prawa, które w jej ocenie zostały złamane. Jest teraz z dziećmi w Poznaniu, za tydzień, 18 stycznia, czeka ją rozprawa.
Syn pani Ani był pod opieką zarówno ojca - Belga jak i jej. Kiedy przypadł czas matki - okazało się, że dziecko choruje, w wyniku zaniedbania ojca. Musiał być hospitalizowany w Polsce. Mimo to belgijski sąd ukarał Polkę za to, że nie dowiozła syna na czas do ojca w Belgii.
Wojciech Pomorski, Polak mieszkający w Niemczech, który ożenił się z Niemką także miał problemy z urzędami i sądami - a zaczęło się od tego, że - jak mówi pan Wojtek - jego żona porwała dzieci, zabrała je i wyjechała w nieznane.
Szacuje się, że Polonia liczy ponad 20 milionów ludzi. Około dwóch milionów Polaków żyje w Niemczech. W Austrii ta liczba to mniej więcej 200 tysięcy, a w Belgii - 70 tysięcy. Ale problemy mogą być też w innych krajach.
Roman Potularski ze Stowarzyszenia Wolne Społeczeństwo od półtora roku zajmuje się przypadkami naruszania praw polskich dzieci i polskich rodziców w krajach Unii Europejskiej. Twierdzi, że właściwie nie wiadomo, jak wielkim problemem jest łamanie praw Polaków w krajach UE, to znaczy: nie można podać ilu Polaków dotyczy ten problem.
Wojciech Pomorski mówi, że Polacy, których prawa są naruszane, są postawieni w dramatycznej sytuacji. Muszą odwoływać się do działań - delikatnie mówiąc - niekonwencjonalnych, by walczyć o swoje dzieci.
Taki problem w Niemczech miała Anna Biszczanik. 26 sierpnia ojciec jej 9-letniego dziecka uprowadził je do Niemiec. Ojciec miał ograniczone prawa rodzicielskie. Kobieta zgłosiła uprowadzenie dziecka w polskiej policji i prokuraturze. Gdy na własną rękę dowiedziała się, że jej dziecko jest w Niemczech, zgłosiła się do konsula. Początkowo nie chciał jej pomóc. W końcu dziecko jest z matką. Ukrywają się jednak przed agresywnym ojcem, który ponownie chce je porwać i wywieźć do Niemiec. Sprawa jest w sądzie.
W ocenie Wojciech Pomorskiego, którego żona-Niemka porwała dzieci, a ten bezskutecznie o nie walczy, niemieckie i austriackie sądy oraz urzędy działają na niekorzyść Polaków.
Najczęściej podnoszony przez polskich rodziców problem, to złe i niesprawiedliwe traktowanie ich przez urzędy i sądy innych krajów. Drugi - to wsparcie, albo raczej brak wsparcia w takich sytuacjach Państwa Polskiego.
Czy Państwo zetknęli się z takimi sytuacjami, informacjami o takich działaniach? Dlaczego tak się dzieje? Czy za granicą jesteśmy postrzegani jako źli, niezaradni rodzice i urzędy oraz sądy działają w przekonaniu ratowania dzieci z opresji? Czy po prostu - Niemcy, Austriacy czy Belgowie stoją murem za swoimi obywatelami, nawet wtedy, gdy nie mają racji? A z drugiej strony może wiedzą, że znikome jest prawdopodobieństwo silnej reakcji urzędów i sądów polskich? Takie opinie wyrażają często Polacy, którzy stracili dzieci wyrokiem zagranicznych sądów. Czy Państwo z takimi opiniami się zgadzają?
@Volksdeutsch: skąd u Ciebie tyle nienawiści?