Już wiadomo, że maluchy z poznańskich przedszkoli - stracą. Co na to rodzice przedszkolaków? Jakich zajęć potrzebują ich dzieci? Kto je powinien prowadzić? I jak radzą sobie z tą sytuacją przedszkola w innych miastach? Czy to politycy znów przedobrzyli czy też może to rodzice przesadzali wcześniej z dodatkowymi zajęciami?
Od września rodzice zapłacą mniej za pobyt dziecka w przedszkolu. To efekt zmian w przepisach, które w czerwcu przyjęli posłowie. Projekt nazywa się "przedszkole za złotówkę" - oznacza to, że pierwsze pięć godzin przedszkolaki są za darmo a za każdą kolejną rodzice mają płacić maksymalnie złotówkę. Jedzenie jest płatne dodatkowo. Ale dyrektorom placówek nie wolno pobierać żadnych innych opłat, w tym za zajęcia dodatkowe, czyli za angielski, rytmikę, judo, jazdę konną itd. Chodzi o to, aby wyrównać szanse dzieci, których rodzice nie mają pieniędzy na takie lekcje.
Teraz wszystkie ponadprogramowe zajęcia mają być przeprowadzane w ramach złotówki i wyrównania, które z budżetu państwa mają dostać samorządy. Problem jednak w tym, że zdaniem samorządów pieniędzy jest zbyt mało. I tak w Poznaniu od września w wielu przedszkolach zajęć dodatkowych nie będzie wcale. Bo pieniędzy na zajęcia dodatkowe nie ma, a rodzice płacić nie mogą.
Zajęcia dodatkowe będą mogły się odbywać, jeśli poprowadzi je pani "od wszystkiego" lub inny wykwalifikowany pracownik, ale dopiero po zakończeniu pracy przedszkola. Łatwe to nie będzie. - Zajęcia typu taniec, aikido, taniec nie będą się odbywały. Przedszkole działa do godz. 18. Dziecko funkcjonuje do godz. 14-15, mówi o tym psychologia rozwojowa - wyjaśnia dyrektor przedszkola numer 117 na osiedlu Piastowskim Elżbieta Szlandrowicz.
Właściwie wszystko jest już przesądzone. Przedszkola za złotówkę, to przedszkola bez zajęć dodatkowych. Podliczmy więc zyski i straty, bo miało być pięknie... Kto zyska na przedszkolach za złotówkę a kto straci? Czy to politycy znów przesadzili czy rodzice są zbyt wymagający? Jakich zajęć potrzebują przedszkolaki? Kto je powinien prowadzić? I jak radzą sobie przedszkola w innych miastach? Może to tylko problem Poznania?
W trakcie sejmowej dyskusji tematu zajęć dodatkowych praktycznie nie było. Minister Krystyna Szumilas deklarowała, że samorządy dostaną wyrównanie, ale wyrównanie dla samorządów - jak to z dotacjami rządowymi bywa - jest skomplikowane do wyliczenia i do końca nie wiadomo, jakie wydatki pokryją, a jakie nie. Przynajmniej na dziś poznański samorząd mówi rodzicom przedszkolaków - regularnych zajęć dodatkowych z angielskiego, rytmiki, judo - nie będzie od września.
Problem już wcześniej zauważyła poznańska poseł SLD i była Minister Edukacji Krystyna Łybacka. Była w tym gronie posłów, które ministerstwu zwracało uwagę, że ustawa spieszy się z nowymi przepisami. Ogromny żal do posłów mają ci, którzy prowadzą w przedszkolach dodatkowe zajęcia. Oni w wielu przypadkach po prostu stracą pracę.
Czy są jakieś plusy ustawy? Na pewno otwiera przedszkola dla rodziców mniej zamożnych ale czy otwiera dzieciom możliwości nowych doświadczeń? Czy będą zajęcia dodatkowe? Małgorzata Czubała dyrektor przedszkola rozkłada bezradnie ręce i tłumaczy, że z próżnego i Salomon nie naleje - trzeba by zacząć od nowego szkolenia przedszkolanek, które potrafiłyby uczyć angielskiego, poprowadzić zajęcia z rytmiki, tańca, aikido i naukę jazdy konnej.
Co więc można w tej sytuacji zrobić? Można liczyć, że gdzieś obudzi
się zdrowy rozsądek.
A no i dzieci i rodzice MUSZĄ dokonać zrzuty na wystawne biznsofe polowania w Afryce organizowane przez najbogotszych poloczkóþw ( KULCZYKOW )!?
Pozdrawiam.