W końcu go dopadli...
"Mimo ukrywania swojej tożsamości Smok pozostawia w sieci sporo śladów. Na ich podstawie ustaliliśmy, że za awatarem ukrywa się... (tu pojawia się imię i nazwisko). Troll zbliża się do sześćdziesiątki, mieszka w Gliwicach, ma rodzinę" - dumnie poinformował na Twitterze Jarosław Kurski, zastępca redaktora naczelnego Gazety Wyborczej.
W artykule "Kim jest smok05? Odkrywamy tożsamość aktywnego na Twitterze hejtera" Gazeta Wyborcza opublikowała dane osobowe jednego z prywatnych użytkowników Twittera. Lustratorzy z GW zamieścili w swoim tekście imię i nazwisko "Smoka", informacje na temat jego rodziny, miejsca pracy i zamieszkania. Tymczasem, już 25 maja br. weszło w życie unijne "Ogólne Rozporządzenie o Ochronie Danych Osobowych". Jego przepisy dotyczą wszystkich firm, które gromadzą i przetwarzają dane osób fizycznych.
Opublikowanie artykułu dowodzi, że postępowi dziennikarze, tak bardzo zatroskani "upadkiem praworządności" w naszym kraju, sami nie mają zamiaru przestrzegać przepisów prawa. Dla dziennikarskich gwiazd nagonka na osobę prywatną (nawet jeśli jest użytkownikiem Twittera) połączona z upublicznianiem jej danych osobowych jest najwyraźniej… powodem do chluby. "Hejter" ma przecież niepoprawne politycznie poglądy!
W "polowaniu na smoka", już przed kilkoma miesiącami, wzięli udział medialni obrońcy praworządności z różnych redakcji. Wtedy ich akcja zakończyła się kompromitacją. Jako twitterowego ekstremistę prezentowali radnego z Gliwic, który jak się później okazało, nie miał nic wspólnego z Twitterem. "Poniosło mnie w nadziei, że w końcu ktoś naprawdę odkrył kim jest ta zakała polskiego Twittera" - przyznał jeden z popularnych dziennikarzy.
Tym razem tropiciele internetowych smoków mogą tryumfować. Jest imię, nazwisko, adres, rodzina, miejsce pracy... Wszystko się zgadza! Werbalni obrońcy tolerancji i wolności wypowiedzi nie tolerują głosów i poglądów innych niż ich własne. Obrońcy prawa i demokracji dumnie łamią prawo. Są dumni, bo przecież… walczą ze smokami.
Piotr Tomczyk