W sobotę 9 marca, na antenie Radia Poznań pojawiła się moja autorska audycja pt.: „Kierunek Europa”. Nazwa jest trochę metaforyczna, gdyż w Europie jesteśmy od zawsze. Zdecydowanie proeuropejski wektor polskiego narodu jest oczywisty. Pytaniem otwartym pozostaje, jakie jest miejsce Polski w Unii Europejskiej i jaki ma być kształt samej Europy.
Przez lata Polacy byli poddani presji swoistej unijnej ideologii, która kazała bezkrytycznie przyjmować politykę krajów takich jak Francja, a zwłaszcza Niemcy. Za tą ideologią kryła się zgoda na wszystko, co proponują nam kraje silniejsze, tak zwane jak mówiono twarde jądro Unii, albo Unia „pierwszej prędkości”. Przy czym oczywistym było, jak to ujmowano w propagandzie unijnej na użytek polskiego społeczeństwa, że Niemcy i Francja to modelowe wzorce demokracji.
Rysy na tej modelowej konstrukcji zaczęły się pojawiać wraz z kryzysem ekonomicznym w 2008 roku. Nie znaczy to, że wcześniej ich nie było. Nie były tylko nagłaśnianie. Odwoływano się do języka budowy wręcz internacjonalistycznej wspólnoty, z pominięciem zasadniczego faktu, że narody są egoistyczne i że jest to oczywista oczywistość.
Pojawiły się też rysy na solidnej, potężnej budowli o nazwie Niemcy. Stąd pierwszą audycję poświęciłem kryzysowi demokracji w Niemczech. W programie postawiłem pytanie czy jest faktem, że nasz zachodni sąsiad mimo prosperity ekonomicznej przeżywa poważne trudności wewnętrzne? Takie głosy zaczęły się pojawiać także w mediach niemieckich.
Symptomy tego kryzysu widoczne były w decyzji Angeli Merkel, która wywołała, praktycznie samodzielnie, kryzys uchodźczy, nie licząc się nie tyle z innymi krajami europejskimi, co swoimi obywatelami. Do tego kryzysu, do 2015 roku scena polityczna była w miarę jednolita. Problem uchodźczy wywołał polaryzacje niemieckiej sceny politycznej, co znaczy, że pojawiły się ruchy odwołujące się do niemieckiej tożsamości. Czy dla kosmopolitycznie usposobionych Niemców są to rodzimi faszyści? Okazało się nagle, że połowa Niemców nie dowierza swoim mediom głównego nurtu. Symptomy tego kryzysu w mediach na przykład ujawniła kilka miesięcy temu afera Relotiusa, gwiazdy dziennikarstwa, który okazał się świetnym zmyślaczem, uchodził za reportera, a był powieściopisarzem. Także szefowie głównych mediów zdali sobie sprawę, że prasa przestała krytycznie opisywać demokrację, a zaczęła w pogoni za czytelnikiem, pełnić rolę terapeutyczną.
Inny problem to fakt, że potężna gospodarka niemiecka i elity nią zarządzające wytwarzają swoista ideologię ekonomizmu, który lekceważy zasadę różnorodności świata. Stara się go zuniformizować. To budzi sprzeciw nie tylko w Europie ale w samych Niemczech. Na przykład głośnym echem odbiła się także w naszym radio sugestia dyrektora kadr korporacji Volkswagen, jak powinni głosować pracownicy. To oczywiście skandal, ale elity niemieckie tak tego nie postrzegają. Oczywiście bronią status quo. Partie głównego nurtu: chadecy, socjaldemokraci i zieloni mówią, że są bezalternatywni. Czyżby? Pojawia się alternatywa. Utworzyły się ruchy takie jak PEGIDA (Patriotyczni Europejczycy Przeciw Islamizacji Zachodu) czy „Alternatywa dla Niemiec”. Dla wyznawców politycznej poprawności, to pojawienie się znowu w Niemczech faszyzmu? Niedawno doszło do ciężkiego pobicia posła z Alternatywy dla Niemiec, z motywów czysto politycznych.
Niemcy, mając same deficyt demokracji, narzucają innym kosmopolityczną ideologię poprzez instytucję Unii Europejskiej. Pojawiło się pojęcie kłamliwa prasa. Warto tu zaznaczyć, że ta kłamliwa w oczach wielu Niemców, niemiecka prasa z upodobaniem opisuje Polskę jako kraj antysemicki, starając uczynić Polaków współwinnymi Holocaustu. Warto też wspomnieć, że kiedy patrzy się na historię Niemiec w kategorii tzw. długich odcinków czasowych, nie mają Niemcy głębokich tradycji demokratycznych. Zatem jest o czym rozmawiać. Przy czym nie chodzi o rozbudzanie jakiś wynikających z historii uprzedzeń, tylko o racjonalne, obiektywne ujęcie problemów naszego zachodniego sąsiada. Bo stabilne, demokratyczne Niemcy są jak najbardziej w naszym żywotnym interesie.
A potem taki p. Trzaskowski w Warszawie bezczelnie kłamie w żywe oczy, że niby jego polityka wcale nie prowadzi do przeróbki społeczeństwa na modłę zboczeń określanych kolejnymi literami alfabetu.
Nie - choroby trzeba leczyć (tak jak KK to robi z pedofilią i homoseksualizmem w swoich szeregach), a nie udawać, że są zdrowiem.