NA ANTENIE: AMAZING/AEROSMITH
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Na co do kina? „Czarna owca”

Publikacja: 17.08.2021 g.18:35  Aktualizacja: 17.08.2021 g.14:48 Maria Ratajczak
Kraj
W życiu i w kinie nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem.
czarna owca - plakat
Fot.

Co tydzień wybieram się do kina na wyświetlaną akurat na ekranach nowość, by podzielić się z Państwem kinowymi rekomendacjami. Już przed tygodniem wspominałam, że z dużym zaciekawieniem wypatruję premier dwóch polskich tytułów: „Czarnej Owcy” Aleksandra Pietrzaka i „Zupy Nic” Kingi Dębskiej. Pierwszy z filmów udało mi się już obejrzeć i chętnie podzielę się wrażeniami.

Przyznam, że bardzo lubię polskie kino. Staję pierwsza do obrony, gdy ktoś w towarzystwie zaczyna utyskiwać na kondycję rodzimej kinematografii, bo akurat zobaczył naszpikowaną lokowaniem produktów komedię romantyczną z białym plakatem lub kolejną część świątecznej komedii, zupełnie identyczną w porównaniu do poprzednich. Na „Czarną Owcę” szłam więc ze sporymi oczekiwaniami, ale też z gotowością dostrzegania przebłysków geniuszu ponad drobnymi mankamentami. Producenci reklamują film jako obraz słodko-gorzki. A jednak może nas zaskoczyć, jak dużo w nim słodyczy w proporcji do prawdziwego, gorzkiego dramatyzmu. Widziałam zwiastuny, a mimo to dominująca rola warstwy komediowej, lekkiej, mniej angażującej emocjonalnie, mnie zaskoczyła. To nie zarzut, a jedynie pewna wskazówka dla tych, którzy do kina się wybierają. 

Fabuła przedstawia kryzysowy moment w życiu jednej rodziny. Każdy z jej członków staje w obliczu ważnych decyzji, przełomowych momentów w życiu. Przekonują się, że zmiany, nawet te trudne, nieoczekiwane i odbiegające od naszych oczekiwań mogą stać się pierwszym krokiem do osiągnięcia prawdziwego szczęścia. Koncept ma pewien potencjał, dobra obsada nieźle wróży jego realizacji. Zdjęcia i montaż realizowane są w ciekawy i dość odświeżający sposób. A jednak całą szansę na sukces zaprzepaszcza kiepski scenariusz. Dialogi, szczególnie w pierwszych fragmentach filmu wypadają nienaturalnie, część dylematów i problemów głównych bohaterów jest zupełnie nieprzekonująca, a motywacje ich zachowań - chwilami zupełnie pozbawione logiki i niewiarygodne (myślę tu przede wszystkim o postaciach syna i jego dziewczyny). 

Zdarzają się również takie wątki, które zniżają się do nieciekawego poziomu. Zadziwiające jest, jak w obrazie aspirującym do oddawania ducha współczesności, znalazły się bardzo stereotypowe tezy na temat kobiecości i męskości. Obserwując niektóre sceny dowiemy się na przykład, że kobietę można uczynić naprawdę szczęśliwą, gdy się na nią nakrzyczy i zmusi do posłuszeństwa (oczywiscie wyłącznie dla jej dobra). Natomiast prawdziwy mężczyzna to taki, który „remontuje i urządza”, a na pewno nie zarabia pieniędzy w sposób nieszablonowy, bo przecież odpowiedzialność i dorosłość zaczyna się od wzięcia do rąk młotka. I oczywiście, komediowa forma może sugerować, byśmy od tych tez zachowali pewien dystans, a jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że momentami były wypowiadane całkiem serio. 

W filmie znajdziemy i całkiem zabawne momenty, suspens w finałowej scenie był dla mnie absolutnie satysfakcjonujący. A jednak czułam się niektórymi wątkami tak zirytowana, że seansu nie chciałabym powtarzać. Bardzo chciałabym móc ten film Państwu polecić i walczę ze sobą, by tę krótka recenzję zakończyć jakimś pozytywnym akcentem. Może jednak postawię dziś kropkę w sposób dyplomatyczny i zachęcę do pójścia do kina i wyrobienia sobie własnego zdania. 

https://radiopoznan.fm/n/ZJdYDs
KOMENTARZE 0