Jubileuszowy Euro Eco Meeting rozpoczyna Dni Złotowa

Przyznam, że z ciekawości oglądałem ten program, jako szczęśliwy posiadacz anteny telewizyjnej z dostępem do amerykańskich programów. Czekałem na jeden, dwa utwory jakie zwykle wykonywał na żywo Jimmy Vivino. Teraz jest do dyspozycji bez ograniczeń nowa płyta gitarzysty zatytułowana „Gonna Be 2 Of Those Days”.
Mamy więc dojrzałego, cenionego muzyka, który nagrał autorski album z 11 własnymi kompozycjami. Mało tego, Vivino śpiewa, gra na gitarach elektrycznych i akustycznych, a także na organach i fortepianie. Muzyka rozwija się absolutnie pod dyktando artysty przez blisko 56 minut. Nie jest to jednak materiał nagrany w pojedynkę. Jimmy Vivino zawsze preferował żywe granie i na płycie także zebrał zgraną paczkę muzyków. Przede wszystkim Jesse Williams na basie i kontrabasie oraz Rich Pagano na perkusji. W sesji nagrań wzięli także udział Joe Bonamassa i John Sebastian. Ten drugi muzyk, pół wieku temu odnosił sukcesy prowadząc zespół Lovin’ Spoonful.
Przez ostatnie pięć miesięcy z okładem przesłuchałem całe dziesiątki płyt. Z satysfakcją już w tym momencie stwierdzam, że to jak dotąd jeden z najlepszych albumów jakie ukazały się w 2025 roku. Blues króluje od początku do końca, muzykę cechuje solidne wykonanie, intensywność gry i emocji. Nic dziwnego, wynika to z ciekawych tekstów utworów, które –jak się wydaje – są opowieściami z życia samego Vivino. Mam przekonanie, że artysta chciał między wierszami powiedzieć, że to cała prawda o nim samym.
Najlepszy kawałek to „Ain’t Nuthin’s Gonna Be Alright”, wprowadzający napięcie rytmiczne i tajemniczy, mroczny klimat. Duże wrażenie robi także trwający ponad 6 minut blues-rockowy utwór „Blues In The 21s”. Joe Bonamassa wypełnia nagranie rozedrganymi dźwiękami gitary slide. Z kolei „Fool’s Gold” to klasyczny wolny blues, w którym Jimmy Vivino potwierdza bardzo dobrą dyspozycję wokalną, wspartą ekspresyjnym solem na gitarze. Rewelacyjnie brzmi nagranie „Goin’ Down Easy”, z wiodącą rolą akordeonu i gitary akustycznej.
Swoboda gry, nie wyczuwam kurczowego trzymania się precyzji wykonania. Chociaż przy tym stopniu profesjonalizmu, poziom wykonania jest najwyższych lotów. To radująca uszy płyta mocno nasycona bluesem, w naturalnym i bardzo wysmakowanym wydaniu. Zachwyt uzupełniam retorycznym pytaniem: Jimmy dlaczego dopiero teraz podarowałeś melomanom tak fantastyczną muzykę?