Przy długowiecznych zespołach, a Focus do nich należy, bierze się lekką poprawkę i nie stawia bardzo dużych wymagań. Tymczasem tamtego wieczoru lider zespołu Thijs van Leer jodłował jak za najlepszych czasów, a perkusista Pierre van den Linden długością solówki i formą gry, mógł zawstydzić wielu młodych perkusistów rockowych.
Focus to w ogóle wyjątkowa grupa. Kiedy zaczęła funkcjonować 55 lat temu (!), oryginalnością propozycji muzycznej mogła konkurować z angielskimi zespołami Jethro Tull i Emerson, Lake And Palmer. Kwartet jeszcze pod nazwą Ramses Shaffy wziął udział w holenderskiej inscenizacji musicalu „Hair”. Muzycy zachęceni dobrym przyjęciem wplecionych w koncerty przeróbek utworów Bartoka i Rodrigo, nagrali album „In And Out Of Focus”.
Przez kolejne lata szło zespołowi coraz lepiej. Nagranie „Hocus Pocus” dotarło w styczniu 1973 do angielskiej listy Top 20. Jeszcze lepiej wypadł singiel „Sylvia”, który znalazł się w pierwszej piątce listy w Wielkiej Brytanii. Grupa stała się sensacją festiwali rockowych na wyspach i gwiazdą programu telewizji BBC „Old Grey Whistle”. Zespół Focus wzbudzał podziw potyczkami organów i gitary. Na gitarach w ciągu długiej kariery grali zawsze najlepsi instrumentaliści od Jana Akkermanna zaczynając, przez Philipa Catherine, Eefa Albersa, Jana Dumee, Nielsa van der Steenhoven’a, w ostatnim czasie jest to Menno Gootjes.
Lider zespołu, kompozytor, klawiszowiec, flecista i wokalista Thijs van Leer opowiadał mi kiedyś jak komponuje. To są zwykle impresje bardzo wrażliwego człowieka, patrzącego na piękny obiekt sakralny, obserwującego ciekawą sytuację lub wpatrzonego w obraz wywołujący silne wrażenie. Pewnie w podobny sposób powstały kompozycje na płytę „Focus 12”. Utwór otwarcia „Fjord Focus” ma wiele charakterystycznych elementów dla muzyki zespołu. Krótki motyw melodyczny zagrany na organach, potem pochwycony przez gitarę, jeszcze raz zagrany wspólnie przez obu instrumentalistów. Już wtedy słychać to wspaniałe wymieszanie rocka z klasyką. Utwór niesie też pewną powagę i celebrację.
Nagranie „Focus 13” wprowadza znaczne uspokojenie i rozlewność melodyczną. Następny utwór „Bela” to już solowa improwizacja na fortepianie Thijsa van Leera, która przekształca się w grę całego kwartetu i eksponuje kolejną ładnie zarysowaną frazę melodyczną. Jeszcze bardziej impresjonistyczny jest utwór „Meta Indefinita”, z poluzowanym rytmem, naszpikowany efektami i wejściami fletu.
Środkowa część płyty jest najbardziej eksperymentalna i skomplikowana warsztatowo. To czas, żeby podziwiać zespół jako organizm, w którym muzycy doskonale się wyczuwają i potrafią wykonać najtrudniejsze figury rytmiczno-harmoniczne. W utworze „Nura” pojawia się coś w formie barokowej fugi, zderzającej się z mocnym rockowym graniem. Nagranie „Positano” jest nad wyraz smutne i melancholijne. Utwór - jak kilka innych na tej płycie - zmienia się zasadniczo w drugiej części. Całość zamyka równie jesienny temat utworu „Gaia”.
Jak dla mnie za mało na tej płycie energii i witalności, szala przechyla się zdecydowanie w stronę bardziej intelektualnego poszukiwania finezyjnych środków wyrazu. Okładka Rogera Deana, guru wśród autorów okładek rocka progresywnego, obiecywała znacznie więcej. Można się pocieszyć, że utwór „Focus 13”, to zapowiedź bardziej zwartej i dynamicznej płyty Holendrów w przyszłości.