Część pasażerów na twarzach miała maseczki, jedna osoba nawet jednorazowe rękawiczki. Pasażerowie mówili, że niektóre informacje o tym, co się dzieje we Włoszech są przesadzone.
Ja uważam, że to jest w ogóle wyolbrzymienie, jakieś takie straszne. W samym Mediolanie oglądaliśmy takie urywki filmów czy wiadomości, w których wyglądało to, że niby ulice opustoszały i ludzie w maskach chodzą. Nic takie nie było. W samolocie faktycznie pojawiły się maski. Generalnie jest to rodzaj paniki. Lekarze i ludzie, którzy się na tym znają trochę przestrzegają, by nie popadać w skrajności. Ja się czułam bezpiecznie podróżując. Włosi żartują nawet z tego, że niektórzy dopiero teraz zaczną myć ręce, bo właściwie to są takie podstawowe zasady.
Tym razem ratownicy, którzy mierzyli pasażerom temperaturę, nie mieli na sobie kombinezonów, tylko maseczki i rękawiczki. Wszyscy podróżni wypełnili też karty lokalizacyjne. - Dopełniamy wszystkich procedur - mówi prezes poznańskiego lotniska Mariusz Wiatrowski.
Ostrożność tak, natomiast bardzo dalecy jesteśmy od paniki. My tę prewencję, profilaktykę tutaj stosujemy, stąd ten pomiar temperatury i przede wszystkim karta lokalizacyjna. Mamy taką oficjalną informację od władz włoskich, że Włosi zaczynają mierzyć temeperturę pasażerom, bo zorientowali się, że tak jest najprościej - zacząć kontrolować, gdzie się wszystko zaczyna, u źródła.
Spośród włoskich miast Poznań ma lotnicze połączenie tylko z Mediolanem. Kolejnych podróżnych można się spodziewać we wtorek, choć zainteresowanie lotami spadło. Dziś samolot tylko w jednej czwartej był zapełniony.