Mężczyzna miał czekać na badanie kilkanaście minut, nagle upadł i przestał oddychać. Według lokalnych mediów akcja ratunkowa, mimo że pod szpitalem, była zbyt wolna.
Do mężczyzny pierwsi podbiegli mieszkańcy, którzy stali z nim w kolejce. W pobliżu był też patrol policyjny - wyjaśnia rzecznik prasowy złotowskiej policji Maciej Forecki.
Policjanci zatrzymali się i przystąpili do masażu serca. Jeden z nich pobiegł też na pobliski SOR szpitala i zaalarmował medyków.
Ci według relacji lokalnych mediów mieli działać dosyć powolnie, a karetkę, która de facto znajdowała się kilkadziesiąt metrów dalej, do poszkodowanego wzywano przez poznańską dyspozytornię.
Dyrektor szpitala w Złotowie Joanna Harbuzińska-Turek twierdzi jednak, że takie są procedury. A zespół medyczny, również ten z SOR-u, dotarł na miejsce w około 4 minuty.
Nasza dyspozytornia znajduje się w Poznaniu. Czyli zawsze wzywając karetkę, dzwonimy do dyspozytora, który jest w Poznaniu. I właściwie oba zespoły ratunkowe dotarły na miejsce po około 4 minutach. Mi się wydaje, że to bardzo szybko.
63-latek ostatecznie zmarł, przyczyny wyjaśni sekcja zwłok. Na wymaz skierował go lekarz rodzinny, w trakcie akcji ratunkowej pobrano jego krew do badania, okazało się, że nie był zakażony.