Student zginął na torach na Morasku

Ale potem przyszła niełatwa rzeczywistość powojenna, która ciągle budzi emocje. Co jeszcze muszą wyjaśnić historycy? Jak mówić o tamtych czasach, żeby tę historię odkłamać i czy my dziś czujemy się bardziej zwycięzcami czy ofiarami II wojny? Rozmawialiśmy z profesorem Stanisławem Jankowiakiem, historykiem z poznańskiego Uniwersytetu Adama Mickiewicza.
Koniec wojny wczoraj świętowała Europa Zachodnia, 9 maja to Dzień Zwycięstwa w Rosji i w krajach byłego ZSRR. W Polsce przy tej okazji ciągle pojawia się pytanie - czym był dla nas koniec wojny: wyzwoleniem czy początkiem nowej okupacji? Ta część historii ciągle budzi emocje. Żywa jest w pamięci starszego pokolenia, więcej dystansu ale też dociekliwości ma młodsze pokolenie historyków.
W radiowym archiwum zachowały się wspomnienia żołnierza Ludowej Wojska Polskiego - trudno tym żołnierzom nie oddać szacunku.Oni w sercach mieli wolność dla Polski, nienawiść wobec Niemców. Nie było wiadomo jaki los zgotują nam czerwonoarmiści? Czy to dobrze, że w Poznaniu ma powstać pomnik 2 Armii Wojska Polskiego?
Czym było Wojsko Polskie, które z Armią Czerwoną wkraczało do Polski? 56 procent stanowili Rosjanie, zwłaszcza kadra oficerska. Za nim wchodziły jednostki NKWD niosące terror i strach.
Jak wyglądały pierwsze tygodnie, miesiące rządów "ludowych" w polskich miastach - na wschodzie - czy to było planowe eliminowanie żołnierzy Armii Krajowej i wszystkich, którzy ich wspierali? Na wschodzie dochodziło do masowych mordów i wywózek, co sprawiało, że trudno było im się poddać - czy oni mieli jakieś wyjście? Mieli jeszcze do wyboru więzienia ubeckie - dla nich utworzenie podziemia antykomunistycznego było naturalnym odruchem.
Coraz częściej mówi się, że po zakończeniu II wojny światowej w Polsce wybuchło powstanie antykomunistyczne. Wielu żołnierzy podziemia niepodległościowego nie złożyło broni. Nie mieli wyjścia? Amnestia z 1947 roku była sprytnym posunięciem władzy - z jednej strony likwidowano podziemie antykomunistyczne, z drugiej - zdobyte zeznania AK-owców pomogły w późniejszych represjach i rozbijaniu tych grup, które jeszcze walczyły.
Dla społeczeństwa - było to jeszcze przedwojenne pokolenie, które w większości pamiętało wojnę z bolszewikami 1920 i dla którego jeszcze sześć lat wcześniej Rosja Radziecka to była "czerwona zaraza". Więc wejście do Polski Armii Czerwonej było szokiem. Zdobycie Berlina i kapitulacja Niemiec nie zmieniły sytuacji tysięcy żołnierzy Armii Krajowej czy innych niepodległościowych organizacji. Walkę z nimi prowadzili komuniści - razem z oddziałami NKWD - nawet jeśli chcieli rozpocząć normalne życie, byli traktowani jak wrogowie ludu. Dla wielu ucieczką była tzw. Ziemie Odzyskane.
Wielka migracja sprzyjała dezintegracji społecznej, duża była nieufność, dużo czasu minęło zanim utworzyły się nowe więzi sąsiedzkie - to wszystko sprzyjało nowej władzy. Nowa władza prowadziła działania na rzecz skłócenia Polaków - atakowano kościół, inteligencję, niesamowita propaganda przeciwko "polskim panom" wręcz zachęcała do samosądów, kwitło donosicielstwo, sfałszowano referendum w 1946 roku 3XTAK, potem wybory do sejmu w 1947.
Polacy nie byli zwycięzcami II wojny, chociaż walczyli na wszystkich frontach - pamiętają nas do dziś pod Monte Cassino czy w miastach Holandii - mamy wielkich bohaterów - Jan Karski czy Jan Nowak Jeziorański - ale nie decydowaliśmy o swoich granicach, Anglicy nie zaprosili nas na defiladę, żaden z sojuszników nas nie wsparł. Czy jesteśmy ofiarami wojny? Czy umiemy się bronić teraz, gdy pojawiają się takie osoby jak Erika Steinbach, które chcą Polaków uczynić współwinnymi za zbrodnie II wojny?
Zapraszamy do dyskusji w 69 rocznicę kapitulacji III Rzeszy.