NA ANTENIE: DANCING STAR (2024)/PET SHOP BOYS
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Były dziennikarz Głosu Wielkopolskiego: związkowcy byli traktowani jako zawalidrogi

Publikacja: 26.05.2021 g.10:34  Aktualizacja: 26.05.2021 g.11:02
Poznań
Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich wraz z kurierem Wnet przedstawiło raport na temat warunków pracy dziennikarzy, wolności słowa oraz stosunków redakcyjnych w grupie medialnej Polska Press. Dokument jest dostępny na stronie SDP. Gościem Kluczowego Tematu był Krzysztof Kaźmierczak, dziennikarz poznańskiego oddziału Telewizji Polskiej, były dziennikarz Głosu Wielkopolskiego.
Krzysztof Kaźmierczak - http://festiwal-granda.pl
Fot. http://festiwal-granda.pl

Piotr Tomczyk: Czy zaskoczyła Pana treść tego raportu?

Krzysztof Kaźmierczak: W pewnej mierze tak, ale w mniejszej. Większa część dotycząca styku pracodawca-pracownicy, atmosfery była dla mnie znana niestety z życia.

Kiedy Pan odszedł z Głosu? Bo może po Pana odejściu coś się mocno zmieniło?

Ja odszedłem 5 lat temu, gdy nic nie zmieniało się na lepsze. Moja decyzja wynikała z tego, że nie widziałem dalszej możliwości pracy w takich warunkach – były dla mnie uciążliwe, więc uznałem, że lepiej podjąć ryzyko innej pracy, chociaż nie miałem żadnej perspektywy, niż dalej funkcjonować w takich warunkach.

Może warto powiedzieć, jak powstał ten raport. Od pracowników grupy wpłynęło 78 anonimowych ankiet, przy czym aż 2/3 osób, które odpowiedziały na te ankiety, miały staż ponad 10-letni, to chyba dużo: 10 proc. pracowników odpowiada na ankietę. Można powiedzieć, że ta ankieta jest reprezentatywna.

Wydaje mi się, że trzeba taką ją uznać. Moje postrzeganie tego, co doświadczyłem przez lata, jest z tym zbieżne i jest też zbieżne z opiniami wielu ludzi, z którymi pracowałem.

Przejdźmy do wniosków. Niemiecki pracodawca, niemieckie standardy, niemieckie wynagrodzenia, a okazało się, że tylko 5 proc. badanych zadeklarowało, że po przejęciu gazety przez firmę związaną z wydawnictwem niemieckim, ich sytuacja poprawiła się. Aż 72 proc. przyznało, że pogorszyła się m.in. atmosfera w redakcji czy relacje z przełożonymi. Czy Pan też ma takie doświadczenia?

Ja pracowałem więcej lat, pracowałem jeszcze w Gazecie Poznańskiej, kiedy właściciel niemiecki jeszcze za pośrednictwem innych firm tę gazetę kupił i obserwowałem zmiany w okresie dłuższym niż 15 lat. Mogę powiedzieć, że w początkowej fazie, kiedy za bardzo nie wiedziano, że jest to zagraniczny wydawca, gdy nie ujawniał się, to był etap bym powiedział dobry, ten początkowy. W tym początkowym okresie podniosły się wynagrodzenia, zainwestowano w infrastrukturę w redakcjach. Natomiast wraz z tym, gdy pozycja tego wydawcy wzrastała, gdy zaczął konsolidować gazety, likwidować tytuły, to sytuacja dziennikarza i negatywne zjawiska z raportu zaczęły się pojawiać.

W związku ze zmianami na przestrzeni lat warto przytoczyć kilka wypowiedzi dziennikarzy. „Dziennikarz stał się robotem, niewolnikiem za coraz mniejsze pieniądze, nastąpiło uśmieciowienie pracy i systematyczne odchodzenie od lokalności. Gazeta straciła swój polski i regionalny charakter”… Szokujące słowa. Niewolnik, w niemieckim wydawnictwie, coraz gorzej opłacany…

Nie czułem się niewolnikiem, bo nigdy nie pozwalałem, żeby być tak traktowanym, ale tak można to postrzegać. Eksploatacja pracowników wzrastała niewspółmiernie do zmian na rynku pracy, ja byłem dziennikarzem i związkowcem, kierowałem organizacją związkową, tak to określaliśmy, że dziennikarzy traktowano jako siłę roboczą, coraz tańszą. Warto wspomnieć o czymś, co w raporcie może nie było tak uwypuklone, ale pozbyto się większości kadr doświadczonych dziennikarzy, którzy pracowali na etatach. Obcinając koszty pracy, pozbywano się dobrych dziennikarzy i zatrudniano nowych na śmieciówkach, studentów i adeptów dziennikarstwa, którzy liczyli na wykonywanie w pełni zawodu. Niestety, tych ludzi traktowano tak, że mają dziennie pisać kilkanaście tekstów, pracować kilkanaście godzin na dobę. Nie płacono za kilkanaście godzin. To było smutne, widząc, jak młodzi ludzie, którzy naprawdę część z nich miała kompetencje i zadatki, spalali się, robiąc coś, co nie sprawiało im satysfakcji i nie było wartością dla czytelników, bo tutaj istotne jest postrzeganie zmian przez czytelników. Widziałem zdziwienie czytelników, którzy widzieli pogorszenie się jakości tekstów i to, że przestano zajmować się tym, co dla gazet regionalnych jest zasadnicze. Czytelnicy widzieli to.

Czy działalność związkowa nie była w Pana przypadku źródłem dodatkowego problemu?

To z pewnością, związkowcy byli traktowani jako zawalidrogi. Walczyliśmy wszelkim prawnymi sposobami, żeby obronić pracowników przed zwalnianiem, wyrażaliśmy sprzeciw wobec działań pracodawcy, które miały negatywny wpływ na status dziennikarzy, warunki pracy – to wszystko nie podobało się, prowadziliśmy długotrwałe negocjacje w celu uratowania, poprawy tej sytuacji, wskazywaliśmy, postulowaliśmy konkretne zmiany, które mogłyby powodować poprawę, które wcale nie wiązałyby się z kosztami dla pracodawcy. Te propozycje traktowano negatywnie.

Przejdźmy jeszcze do sprawy wolności wypowiedzi. Pracownicy zostali zapytani, jak w gazetach Polska Press realizowany był pluralizm rozumiany jako możliwość prezentowania różnych opinii w przestrzeni medialnej. Co się okazało? Negatywną odpowiedź wybrało aż 57 proc. ankietowanych. Dla 38 proc. było to problematyczne, a dla 19 proc. było z tym bardzo źle. Czy Pan potwierdzi te opinie?

Zasadniczo tak. Sam spotykałem się z sytuację taką, że narzucano dziennikarzom, przy realizacji tematu, jakiś pogląd polityczny, który mają zaprezentować w swojej publikacji. Sam doświadczyłem tego osobiście, do tego stopnia, że gdy odmówiłem napisania tego artykułu, w którym narzucano mi pewne spojrzenie polityczne, powołując się przy tym na kodeks etyki, na pewne zasady, które były akceptowane w grupie Polska Press, zostałem nawet ukarany naganą. Ta nagana w wyniku mojego sprzeciwu została cofnięta, ale sam doświadczyłem takiej nawet presji. Nie mogę powiedzieć, że to było powszechne, ale takie sytuacje zdarzały się.

Warto przytoczyć kilka cytatów: „Niezależność traktowano instrumentalnie, jeżeli nasi łamali jej zasady, to była to korekta obywatelska, a jeśli oni, to cenzura. Zapanowała narracja poprawna politycznie, zgodna z wytycznymi Niemiec i Unii Europejskiej, prawica zawsze była przedstawiana jako zaściankowa, nietolerancyjna, homofobiczna, faszystowska, Kościół jako siedlisko pedofilii, a opozycja w pozytywnym świetle”. Jak Pan ocenia poziom tego zaangażowania politycznego? Czy to nie są przesadne opinie?

To jest opinia kogoś, w oparciu o doświadczenia. Ja aż takich, tak mocnych nie miałem. Nie spotkałem się w Gazecie Poznańskiej czy w Głosie Wielkopolskim z jakimś priorytetem dla niemieckiej opcji, ale doświadczyłem i widziałem ograniczenie się polityczne do jednej opcji - szczególnie po wyborach wygranych przez Prawo i Sprawiedliwość - było widać, że Polska Press była bardziej przychylna dla opcji opozycyjnej, a wiązało się to ze związkami z samorządami – samorząd miejski, wojewódzki reprezentowały inną opcję. Było widać, że przychylniejsze było podejście do opcji opozycyjnej, w związku z relacjami samorządem. Brak równowagi politycznej był przeze mnie widziany.

Czyli wolność wypowiedzi, ale jednak mocno kontrolowana. Czy w ostatnich tygodniach zauważył Pan jakiś zmiany działalności Głosu Wielkopolskiego, jeśli chodzi o wymowę tekstów? Zmienia się cokolwiek czy to może sytuacja stała?

Nie chcę występować w roli obserwatora. Moje odejście z Głosu i z Polska Press wiązało się z pewnymi traumatycznymi też przejściami, które powodują, że nie sięgam chętnie po tę gazetę, z tego, co wiem wielkie zmiany nie nastąpiły. Nie zauważałem tego, gdy do niej sięgałem, natomiast nie monitorowałem wszystkich publikacji. Słyszałem, że zmiany personalne w Poznaniu nie nastąpiły, poza jakimiś odejściami niektórych osób, być może za wcześnie na to, żeby coś tu się zmieniło.

https://radiopoznan.fm/n/3NpkIp
KOMENTARZE 0