Wracamy do zdarzenia z nocy z piątku na sobotę. Samochód jadący w kierunku Poznania wypadł z trasy i uderzył w betonową studnię. Ciężko ranne zostało małżeństwo i ich 8-letni syn. Malutka córeczka nie odniosła obrażeń. Jedna karetka z Nowego Tomyśla przyjechała szybko, ale na pozostałe trzeba było czekać około pół godziny.
Jak tłumaczy rzecznik Wielkopolskiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu Robert Judek, nie ma podstacji, która obsługiwałaby tylko autostradę. Gdy dochodzi do wypadku, na miejsce jadą te karateki, które mają najbliższej. - Karetki były zadysponowane z Nowego Tomyśla, Opalenicy i Buku - mówi rzecznik. W tym przypadku najszybciej dojechał ambulans z Nowego Tomyśla, kolejny z Buku jechał ponad 20 minut.
- W tym konkretnym przypadku miał do przejechania około 30-u kilometrów, więc czas dotarcia był adekwatny do liczby kilometrów, które musiał pokonać. Na miejscu wypadku był zespół ratownictwa medycznego, który koordynował akcję i który zabezpieczył poszkodowanych. Była tylko kwestia dotarcia innych zespołów, które przejmowały zabezpieczonych ludzi i rozwoziły ich do szpitali - tłumaczy rzecznik pogotowia.
Karetka z Opalenicy jechała około pół godziny. System ratownictwa medycznego w regionie podlega wojewodzie. Jak powiedział nam jego rzecznik Tomasz Stube, wszystkie karetki zmieściły się w wymaganym czasie dojazdu, jaki obowiązuje poza obszarem zabudowanym.
Magda Konieczna/szym