- Mamy problem ze szkołami na wsi – stwierdziła Elżbieta Leszczyńska.
Jeżeli weźmiemy nawet język polski, to mamy rozpiętość, w zależności od tego gdzie jest szkoła, ponad 8 procent. To jest bardzo dużo. W miastach jest 63,91 procent, a na wsiach jest 55,33 procent. I jeżeli weźmiemy rozpiętość w matematyce, to jest ponad 12 procent, a w języku angielskim aż ponad 17 procent.
Była kurator oświaty zwróciła uwagę na nietypową strukturę szkół w Wielkopolsce. Tylko 13 procent wielkopolskich uczniów żyje w miastach powyżej 100 tysięcy mieszkańców.
Na wsi jest ich aż 41 procent. Nigdzie indziej w kraju nie ma takich proporcji. Elżbieta Leszczyńska twierdzi, że środowisko wiejskich szkół nie stymuluje do nauki, a nauczyciele zarabiają w nich tak jak w mieście, chociaż mają mniej uczniów.
Roman Wawrzyniak: Najpierw należy postawić diagnozę. Dlaczego 50 tysięcy uczniów zdało ten egzamin ósmoklasisty słabiej niż ich rówieśnicy w pozostałych częściach kraju?
Elżbieta Leszczyńska: Rzeczywiście jak się porówna średnie wyniki przy grupie 50 tysięcy z Wielkopolski z grupą 500 tysięcy zdających prawie w całej Polsce to są to niewielkie różnice procentowe na niekorzyść Wielkopolski. Jeżeli spojrzymy na to od innej strony, innej analizy dokonamy, i tu jest właśnie moja diagnoza, bo innych powodów specjalnie nie widzę, to mamy też dane ze względu na wielkość miasta, w której usytuowana jest szkoła i jeśli chodzi o porównanie uczniów, którzy chodzą do szkół w miastach powyżej 100 tysięcy mieszkańców, to te wyniki, w porównaniu ze średnią krajową dla miast powyżej 100 tysięcy mieszkańców, są takie same albo wyższe. Więc problem mamy ze szkołami na wsi i w miastach do 20 tysięcy mieszkańców.
To jest chyba jeszcze większy problem wbrew pozorom niż by się wydawało. W całej Polsce średnia na przykład z języka polskiego to jest 60 procent, a w naszym regionie niewiele ponad 56,5 procent. Nawet gdyby przyjąć to zastrzeżenie, o którym mówi pani kurator, to i tak jest tutaj coś do poprawy.
Tak oczywiście. Tylko jeżeli weźmiemy nawet język polski, to mamy rozpiętość, w zależności od tego gdzie jest szkoła, ponad 8 procent. To jest bardzo dużo. W miastach jest 63,91 procent, a na wsiach jest 55,33 procent. I jeżeli weźmiemy rozpiętość w matematyce, to jest ponad 12 procent, a w języku angielskim aż ponad 17 procent. Tak różnią się te wyniki. Nawet jak weźmiemy miasta do 100 tysięcy mieszkańców, bo tam też są niezłe wyniki w tych miejscowościach, to po prostu osiągamy średnią krajową, albo nawet przewyższamy średnią krajową. Więc możemy powiedzieć, że jakość kształcenia w miastach powyżej 100 tysięcy jest porównywalna lub lepsza niż w Polsce, i również w miastach od 20 do 100 tysięcy mieszkańców, ale to różni się w zależności od przedmiotu. Co jest bardzo istotne, ja pozwoliłam sobie dokonać analizy, ponieważ mnie bardzo interesowało dlaczego tak się dzieje, i pewne tłumaczenia, które były czynione 20 lat temu, że Wielkopolanie są pragmatyczni, niekoniecznie chcą się kształcić na wyższych etapach, to rzeczywiście możemy schować do lamusa, bo teraz bardzo dużo młodzieży kształci się na studiach. Ale z drugiej strony, poza niektórymi kierunkami, nie ma takiej dużej konkurencji. W Wielkopolsce jest zupełnie inna struktura zaludnienia i struktura sieci szkół.
To znaczy?
Młodzieży w miastach powyżej 100 tysięcy mieszkańców mamy tylko 12,6 procent, a na wsi mamy 41,3 procent.
Zdecydowanie więcej młodzieży uczy się w takich mniejszych szkołach?
Tak. Te wyniki, które są niższe w tych wsiach, a także w miejscowościach do 20 tysięcy mieszkańców, których też jest 22 procent w Wielkopolsce, one tą średnią zaniżają. I według mnie to jest cały problem. Jak sprawdziłam, te różnice się utrzymują od wielu lat pomiędzy wsią a miastem.
Gdyby przyglądać się temu bardziej detalicznie, to pojawia się pytanie o takie szkoły jak ta w Dąbrówce. Nowoczesna, ogromna, traktowana pewnie jako szkoła wiejska, bo to formalnie jest wieś, podmiejska gmina Dopiewo.
Myślę, że to wchodzi w trochę inną kategorię, bo to jest według okręgowej komisji, czyli wieś to poniżej 20 tysięcy mieszkańców. A myślę, że tam mieszka już powyżej 20 tysięcy. To będzie inna kategoria. Oczywiście mamy po prostu takie miejscowości, gdzie są wspaniałe szkoły, no niemniej statystycznie wyniki uczniów z tych szkół są niższe niż w szkołach miejskich. Tak to wygląda statystycznie. Pojedyncze szkoły mogą być bardzo dobre.
Mamy już diagnozę. Jak te wyniki polepszyć?
Ja to zauważyłam tuż przed odejściem z urzędu. Ponad dwa lata temu. I właściwie zaczęłam już rozpisywać sobie pewną strategię. To jest nietypowa struktura, w całej Polsce mniejszy odsetek dzieci uczęszcza do szkół wiejskich. Pierwsza rzecz to jest oczywiście wzmocnienie w postaci metodycznej, doskonalenia nauczycieli szkół wiejskich, bo szkoły wiejskie, niektóre, mają czasami 50 uczniów, albo 30 uczniów i jest tam niewielkie grono nauczycieli. Ja zawsze uważałam, że nie jest to środowisko stymulujące do nauki, że nauczyciele nie mają skąd brać wzorców i tak dalej. To jest takie samouspokojenie, żeby tego nie nazwać gorzej, ale z drugiej strony, ponieważ jako kurator musiałam wydawać zgodę na likwidację szkół, takich właśnie bardzo małych, to się zawsze spotykałam z olbrzymim oporem społecznym. I była też polityka zachowywania małych szkół. Ale uważałam też, że to nie jest sprawiedliwe, a nawet na wsi większe, bo są dodatki, no i jeżeli ma się sześcioro, siedmioro czy dwanaścioro dzieci w szkole, to jest to nieporównywalne ze szkołą miejską, gdzie się ma dwudziestu kilku uczniów.
Tym bardziej można by się spodziewać lepszych wyników. Jest przecież częstszy kontakt z uczniem.
A jednak tak nie jest. To oznacza, że jakaś stymulacja jest potrzebna w pracy, po drugie, powiedziałabym, że niektórzy nauczyciele nie analizują dokładnie wyników Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej, bo tam jest dokładnie podane, jak uczniowie w danej szkole zdali i jakie zadania były źle rozwiązane i tak dalej. To jest świetna nauka dla każdego nauczyciela, żeby w następnym roku inaczej trochę postępować. Nacisk kłaść na inne umiejętności umysłowe uczniów. Dla mnie jest zadziwiające, że na przykład zadanie 11 z matematyki, tylko 35 procent uczniów w całej Polsce rozwiązało poprawnie, to jest ten zapis algebraiczny z zadania zamkniętego. Chodziło o kupno ziemi. I to jest bardzo proste. I poprzez tyle lat to nie zostało wyćwiczone. To też automatycznie wykonywane, bezrefleksyjnie, że same nie tworzą, tylko uczą się schematów rozwiązań i nie zawsze ten schemat rozwiązań sprawdza się w sytuacji egzaminacyjnej, która wymaga trochę myślenia.
Rozumiem, że to jest zadanie dla nauczycieli, ale konsekwencje i ten nadzór nad szkołami wiejskimi sprawują chyba gminy?
U nas właśnie nie. W Polsce jest ten nadzór nad jakością kształcenia rozdzielony na kuratora i dyrektora.
Czyli to jest zadanie dla kuratorów?
Częściowo. Bardziej dla dyrektorów. Dyrektor sprawuje nadzór nad jakością pracy nauczycieli i dyrektor ma prawo wejść do klasy…
Ale dyrektora powołuje gmina.
No tak. Ale to jest jego obowiązek. Nadzór wewnętrzny. W niektórych krajach kurator ma bezpośrednio nadzór nad dyrektorem i nauczycielami. A w Polsce jest on dwustopniowy. Czyli kurator nie ma nadzoru nad nauczycielami, ale może inspirować różne zadanie, budować strategie służące rozwojowi zawodowemu nauczycieli. Tutaj jest też zadanie Marszałka Województwa, bo on prowadzi ośrodki doskonalenia nauczycieli i mamy pięć takich publicznych dużych ośrodków i jeszcze doradztwo metodyczne.
Ale ta odpowiedzialność się trochę rozkłada.
Rozkłada się na różne podmioty, one powinny współpracować, ale to się trochę wymyka spod kontroli, a szczególnie mnie osobiście martwi fakt, że pani minister Zalewska dokonała zmiany tak zwanego doradztwa metodycznego, odbierając pieniądze kuratorom na cel opłacenia dodatkowych doradców metodycznych w terenie. I nie widać efektów tej pracy. Ja nie widziałam efektów tych pracy, a zostało zatrudnionych około 200 osób i to powinno być widoczne. Kurator daje pieniądze, ale nie ma prawa nadzoru nad tymi osobami, bo tylko ośrodek doskonalenia nauczycieli je posiada.
To pokazuje ile jest do zrobienia.
Są szczeliny w systemie polegające na tym, że owszem jest zapis, że się współpracuje, ale ta współpraca jest równie pojmowana przez różne instytucje. Wymaga to wzmocnienia edukacji na wsi po pierwsze. Po drugie, uważam, że w Wielkopolsce nie musiałoby być tyle małych szkółek, tylko trzeba do tego przekonać rodziców.
Nie zmienia się zdanie, które słyszymy od 1600 roku z Akademii Zamoyskiego: „Takie będą Rzeczpospolite, jakie ich młodzieży chowanie”, cytat zresztą sparafrazowany przez Stanisława Staszica, a w 1787 roku słowa te były mylnie przypisywane Andrzejowi Fryczowi Modrzewskiemu. Warto o nich pamiętać i stąd taka rozmowa.
Dodam jeszcze tylko na pocieszenie, że w miastach mamy wysoki poziom nauczania.