Nasz reporter skontaktował się w tej sprawie z prezeską stowarzyszenia Roksaną Jurkiewicz, która odmówiła nagrania, ale zapewniła, że to są zwierzęta, które zostały przywiezione do schroniska "po Sylwestrze" i to najprawdopodobniej ofiary petard, które na przykład padły na zawał. Taką wiedzę pani prezes zdobyła od swoich współpracowniczek, bo sama jest na urlopie.
Tymczasem w schronisku przekazano, że truchła widoczne na zdjęciu zostały zebrane z dróg całej gminy przez cały miesiąc. Trafiają tam najczęściej przywiezione przez straż miejską, ponieważ schronisko ma chłodnię. Kwadrans przed przyjazdem firmy utylizacyjnej zwłoki zwierząt są wyjmowane z chłodni i układane w jednym miejscu. To wtedy zostały potajemnie sfotografowane. Po Sylwestrze do schroniska trafiła jedna sarna i była ofiarą wypadku drogowego. Nie jest wykluczone, że wybiegła na jezdnię przestraszona wybuchem petardy.
Post działaczek wzbudził ogromne emocje w Internecie. Jedni ludzie oskarżają drugich o barbarzyństwo.