NA ANTENIE: FLYING IN A BLUE DREAM/JOE SATRIANI
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Ministerstwo reaguje po sytuacji w szpitalu w Krotoszynie

Publikacja: 02.03.2020 g.08:31  Aktualizacja: 02.03.2020 g.08:58 Magdalena Konieczna
Kraj
Ministerstwo Zdrowia uruchamia zespół, który będzie monitorował, czy szpitale prawidłowo wypełniają procedury związane z koronawirusem.
koronawirus - Pixabay
Fot. Pixabay

Reakcja ma związek z przypadkiem pacjentki szpitala w Krotoszynie, która na wynik testu w sprawie koronawirusa czekała 88 godzin. O powołaniu zespołu poinformował rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz.

W sobotę pani Anna zamieściła w internecie filmik z izolatki krotoszyńskiego szpitala. Trafiła tam po podróży do Włoch i Stanów Zjednoczonych. Do szpitala skierował ją we wtorek lekarz internista. Z jej relacji wynikało, że lekarze przez cały czas próbowali uzyskać informacje o wynikach badań próbek pobranych od kobiety. Późnym wieczorem w sobotę okazało, że były negatywne.

Według rzecznika ministerstwa zdrowia, zawiódł personel szpitala w Krotoszynie. Zapanował tam chaos i ten chaos i niepokój personelu przełożył się na niepokój pacjentki - mówił rzecznik. Jego zdaniem szpital nie wywiązał się z procedur, które są jasne i przygotowane dla wszystkich szpitali. Według procedur, wylęganie wirusa trwa 14 dni, a kobieta wróciła z Włoch po 21 dniach. Nie powinna w ogóle trafić do izolatki - ocenił rzecznik ministerstwa zdrowia.

Resort zażądał wyjaśnień od kierownictwa szpitala w Krotoszynie. Jego przedstawiciele skontaktowali się także z Wojewódzką Stacją Sanepidu i konsultantem wojewódzkim w dziedzinie chorób zakaźnych. Usłyszeli, że pacjentka nie powinna być w ogóle kwalifikowana jako osoba podejrzana o zakażenie koronawirusem. Pani Anna z każdym dniem czuje się coraz lepiej. Do szpitala trafiła, bo miałą klasyczne objawy grypy: gorączkę, kaszel i duszności.

https://radiopoznan.fm/n/orocKY
KOMENTARZE 1
Robert Es
Robert Es 02.03.2020 godz. 09:32
Co działa, a co działało wcześniej? Pod koniec rządów PO nasz syn złamał rękę. Trafił do szpitala dziecięcego. Okazało się złamanie z przemieszczeniem, mówią że przypadek jest trudny, że tym się nie zajmą. W związku z tym, że trzeba prędko działać (bo syn jest skrzypkiem), może pan skorzystać operacji ale prywatnie – tylko marne 5 tys. Udało się jednak (po odnalezieniu znajomości) położyć syna w szpitalu ortopedycznym. Operację zrobili. Po dwóch tygodniach prześwietlenie. Źle się zrasta – kolejna operacja. Tak to działało za PO. Koronawirus to coś nowego, na co kraje są nieprzygotowane. Trzeba machinę uruchomić, a ludzie są oporni. Natomiast ortopedia nie jest od wczoraj i co? Działa? Miałem kontakt ze służbą zdrowia w Niemczech. Jeśli się zgodzisz dodatkowo na 10 euro na miesiąc, dzieci mają leki za darmo, w przypadku zdarzeń nagłych kompleksowa i wnikliwa opieka. Jeśli chodzi o dorosłych, na zabiegi i operacje też czeka się kilkanaście miesięcy potem sanatorium. W Australii na wizytę do lekarza rodzinnego czeka się … 2 miesiące, nie dwa dni! W lecznictwie Polskim trzeba jeszcze dużo zrobić, ale w porównaniu z innymi krajami stoi dobrze. Wszystko zależy od ludzi - jak z samarytaninem. Jeżeli lekarz będzie myślał o prywatnej praktyce, a pielęgniarka o kolejnej herbatce (moja żona jest pielęgniarką, przepraszam te zapracowane) to choćby przepisy były najlepsze wszystko będzie kulał. Czy to jest sprawa szpitali, czy sądownictwa, czy policji.