Sąd o uchwale ws. palenia węglem

Przez długi czas żaden z urzędów tego nie zakwestionował. Aż do 2008 r. Wtedy to dwuletniej kontroli, celnicy uznali, że jej urządzenie spełnia definicję odmierzacza paliw ciekłych, czyli - dowodzili, może za jego pomocą lać olej opałowy do baków pojazdów. Nie pomogły żadne tłumaczenia. Nie wystarczyły oświadczenia klientów, że olej, który kupowali w składzie Anny Kubis, był przeznaczane na cele opałowe. Celnicy naliczyli jej czterokrotnie wyższą akcyzę, jaka obejmuje oleje napędowe (2 tys. zł za 1 tys. litrów). W sumie 350 tys. zł. Do tego doszły hipoteka i blokada rachunków bankowych. Bank zażądał natychmiastowej spłaty kredytu obrotowego.
W tym tygodniu Naczelny Sąd Administracyjny orzekł, że celnicy, których popierało Ministerstwo Finansów, bezprawnie ukarali Annę Kubis blisko 400-tysięcznym domiarem akcyzowym za nalewanie klientom oleju opałowego z dystrybutora wyposażonego w wąż zakończony tzw. pistoletem. Zdjął też z jej domu hipotekę nałożoną przez urzędników oraz blokady rachunków bankowych. I co najważniejsze - wyrok jest prawomocny.
Annę Kubis zapytaliśmy, ile kosztowała ją 5-letnia walka z celnikami i ministerstwem finansów. Zanim udowodniła urzędnikom, że nie mają racji, troje sprzedawców oleju opałowego popełniło samobójstwo. Borykali się z takim samym problemem, co właścicielka firmy z Krzycka Wielkiego.