Policja przerwała zawody, spisała wszystkich - około 40 - uczestników i zabezpieczyła około stu sztuk broni. Badania alkomatem wykazały, że wszyscy byli trzeźwi. Gdy nasz reporter dotarł na strzelnicę, trwało spisywanie broni. Strzelcy wyprosili dziennikarza, twierdząc, że to teren prywatny i nie życzą sobie obecności mediów.
Za to bardzo chętnie z naszym reporterem rozmawiali mieszkańcy Opatówka, którzy pokazali dziury w elewacjach budynków. Te budynki od strzelnicy w linii prostej dzieli kilometr i resztki lasu, przetrzebionego przez ubiegłoroczne nawałnice. Właśnie tym mieszkańcy tłumaczą sobie to, że kule dolatują do ich posesji. Przypuszczają, że wcześniej zatrzymywał je gęsty las, którego teraz zostały resztki.
Mieszkańcy opowiadali, że czuli się jak pod ostrzałem: kilka kul uderzyło w budynki, jedna przestraszyła gołębie na podwórku, inna chlupnęła w przydomowym stawie. Ludzie bali się o swoje życie, uciekali za domy i do domów. Wzywali policję.
Niby zawodowcy a pracują jak amatorzy!
Kule owszem, opuściły wczoraj strzelnicę ale nie pochodziły od zawodników, czyli nie padły z broni, którą policja (na żądanie prokuratora z Gniezna) zabrała nam do czasu wyjaśnienia sprawy. Rygory bezpieczeństwa w tym sporcie są bardzo wyśrubowane (proszę poczytać regulamin IPSC). Zawodnik, który złamie kąty bezpieczeństwa jest dyskwalifikowany, a same tory strzeleckie są tak budowane, aby pociski, pomimo błędu (pudła, nadmiernego podrzutu broni) zawodnika nie opuściły strzelnicy. Innymi słowy nie ma możliwości aby w czasie zawodów, cokolwiek wyleciało poza kulochwyt. Każdy tor przed zawodami jest przestrzeliwany przez kilku-kilkunastu sędziów liniowych (ludzi o różnej posturze), którzy sprawdzają poprawność ustawienia celi na torze. Jeżeli cokolwiek budzi wątpliwości, jest przebudowane. Poza tym my strzelamy z pozycji stojącej, z lufą skierowaną w dół lub max na wprost kulochwytu, gdzie cele są max na wysokości 1.5m, a kulochwyt ma 4-5m wysokości.
Problem w tym, że na strzelnicy znajdowały się trzy grupy strzelców, a raczej trzy imprezy; szkolenie strzeleckie, zawody sportowe i ludzie z własną bronią na osi „Dzik w biegu”. Z tej osi strzelano prawdopodobnie z broni samoczynnej (zawodnicy sportowi nie mają pozwolenia na broń samoczynną, tylko samopowtarzalną). Tych strzelców policja „puściła do domu”, a nam zabrali broń – to jest skrót myślowy – policja założyła, tak samo jak my, że te osoby są spisane, a osoba odpowiedzialna za strzelanie w tym dniu, dysponuje numerami pozwoleń na broń. Kiedy policjanci pojechali oglądać domy i okazało się, że zamiast „łusek pod wycieraczką”, są kule w ścianach, wrócili i wstrzymali przebieg zawodów. W międzyczasie strzelcy z osi DZIK dali nogę w las i ślad po nich zaginął. Osoba, która wynajęła oś dla tych strzelców, a która tym samym odpowiada za obiekt i to co się na nim dzieje, odmówiła składania zeznań i wszelkich wyjaśnień.
Propos broni, to na żądanie prokuratora zabrano nawet broń, która nie była wykorzystywana w czasie zawodów, po prostu ludzie mieli w ją bagażnikach. Samochodem policyjnym odjechały więc karabinki i pistolety bocznego zapłonu (zasięg jakieś 200-300m może z wiatrem), strzelby gładko-lufowe (zasięg max 75m – broń śrutowa), pistolety 9mm (te mają marne szanse dolecieć do tych budynków). Odległość do pierwszego budynku w linii prostej od osi DZIK to 1115m. Wcześniej tą przestrzeń wypełniał las. Po wichurach zostało wszystko położone. Strzelnica była odbierana przez KWP w Poznaniu, więc obiekt jest bezpieczny. Tak samo bezpieczny, jak samochód – a jak wiemy, to ludzie je prowadzący powodują wypadki, a nie maszyny same z siebie.
Osobiście ubolewam nad sprawą ale cieszę się, ze nikomu nic się nie stało. Mieszkańców w imieniu swoim i zawodników najmocniej przepraszam za zaistniała sytuację. Postępowanie jest w toku. Kiedy zostanie zakończone, nie omieszkamy poinformować o tym Radia Poznań. Szanowni redaktorzy będą mięli niezbity materiał dowodowy, do zmiany nagłówka publikacji.